czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział VIII - W chatce na uboczu


  Szybkim krokiem zmierzałam w stronę domu Salamandra, błądząc w gęstniejącym mroku i tonąc w błocie. Jedynym moim towarzyszem stał się księżyc, który tego dnia był w pełni. Oświetlał mi drogę lub zmieniał zwykłe krzaki w czyhające na mnie potwory. Zastanawiające, że choć tyle już przeżyłam, nadal przerażał mnie własny cień.
  Gdy w końcu stanęłam pod drzwiami domku na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Rozejrzałam się jeszcze, na wszelki wypadek wokół siebie i zapukałam. Drzwi cicho skrzypnęły i otwarły się na całą szerokość, ukazując wnętrze chatki. Stanęłam jak wryta, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w bałagan panujący w środku. Zlustrowałam jeszcze, w połowie wyłamane zawiasy i zepsuty zamek w drzwiach, którego Natsu nadal nie naprawił, po czym weszłam do środka. Brnęłam przez bałagan, rozgarniając butem rzeczy pod moimi stopami tak, żeby na nic nie nadepnąć. Z trudem dochodząc na środek pomieszczenia, stwierdziłam, że nie miało to najmniejszego sensu.
   Przetarłam twarz dłonią, a z mojego gardła wyrwał się głęboki jęk rozpaczy. Lepiej było poczekać w gildii. Dragneel'a najwyraźniej nie było, a ja miałam kompletnie dość jak na jeden dzień. Miałam ochotę, położyć się i przespać następny tydzień. Mogłam się przynajmniej zdrzemnąć. Chwyciłam tylko szklankę wody, stojącą na stole i wypiłam ją jednym chlustem po czym rzuciłam się na hamak, brudząc go krwią i błotem. Przecież i tak nikt by nie zauważył.
   Znów zaczęło padać. Miałam przeczucie, że coś jest nie tak, ale zwaliłam to na męczącego mnie kaca i ból coraz bardziej dający mi się we znaki. Sen przyszedł szybko i równie szybko odgonił go chłód. Zadrżałam, chociaż chyba bardziej z niepokoju niż z zimna. Uchyliłam powieki i nagle z hukiem spotkałam się z podłogą. Pech chciał, że akurat w tamtym miejscu nie była ona pokryta stertą ubrań. Jęknęłam cicho, czując ból rozchodzący się po moim ciele. Podparłam się na łokciach i uderzyłam czołem w podłogę, skupiając się na ołowianej kuleczce odbijającej się pod moją czaszką, a tym samym odpychając wzmagające się mdłości na skraj świadomości. Już wiedziałam, że jeśli podniosę wzrok to zobaczę coś, czego zobaczyć nie chciałam. Czułam czyjąś obecność, która nie wróżyła nic dobrego w ciemnym lesie, a mimo tego nie bałam się. Deszcz rytmicznie uderzał w szyby, a pokój wypełniało świeże i rześkie powietrze. Zaczęłam się podnosić. Najpierw na kolana, a potem dopiero z trudem na stopy. Gdy w końcu powróciłam do pozycji stojącej, świat wirował bardziej niż zwykle, nogi się pode mną uginały, a głód wywracał moje wnętrzności. Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie na postać stojącą w drzwiach, a moje dolegliwości zbladły. Wtedy zaczęła się bać.
  Zgarbiony chłopak ze spuszczoną głową stał w drzwiach, podpierając się ręką o futrynę. Oświetlany od tyłu blaskiem księżyca, wyglądał jak potwór z koszmarów. Chociaż z drugiej strony wydawał się taki bezbronny. Jego ubrania były w strzępach, a ciemne włosy spadały grubymi stronkami na oczy. Drgnęłam niespokojnie, gdy jego usta poruszyły się, ale nie usłyszałam żadnego dźwięku. Nie usłyszałam go uszami. Ale dziwny głos odbił się w mojej głowie.
- Pomószszsz mi Lucccy...
  Cofnęła się o krok wpadając na coś i opierając się o to plecami. Chciałam z stamtąd uciec. Biec przed siebie i się nie odwracać. Chciałam, zakryć uszy i krzyczeć tak, żeby zagłuszyć szum w mojej głowie. Chciałam... Ale nie potrafiłam. Mogłam tylko wpatrywać w postać stojącą w progu, trzęsąc się ze strachu.
- Proszę, pomóż mi - powiedział, tym razem normalnie, ale tak cicho, że ledwo usłyszałam.
  Chłopak upadł na kolana, ale zdążyłam go złapać zanim uderzył twarzą w podłogę. Jakim cudem? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że był strasznie ciężki.
  Uniosłam jego głowę i przytrzymując go za ramie odgarnęłam prawie całkiem sztywne od brudu włosy. Jego oczy były zamknięte, a po policzkach spływały łzy, znacząc jasne smugi na pokrytej kurzem twarzy. Miałam dziwne przeczucie, że mnie słyszy.
- Skąd znasz moje imię? - powiedziałam najpewniej jak tylko mogłam, choć mój oddech był ciężki, jakby na klatkę piersiową przygniatał mi tonowy głaz.
  Na twarz wpłynął mu uśmiech, a oczy otwarły się. Były takie pełne nadziei, tak dobrze mi znane. Chciałam się odsunąć, ale ręka spoczywająca na moim karku skutecznie mi to uniemożliwiła. Jakim cudem był taki silny? Poczułam ciepłą krople spływającą po moim dekolcie, ale nie odważyłam się jej wytrzeć. Nie odrywałam się od jego spojrzenia, jednocześnie starając się żeby moje, choć w najmniejszym stopniu, było tak pewne.
  Trwaliśmy przez chwile w tej dziwnej pozycji, klęcząc na przeciwko siebie w progu. Cały jego ciężar był wsparty na mojej lewej ręce, w której powoli zaczynałam tracić czucie. Ciemne kosmyki wymykały się z pod mojej dłoni spadając z powrotem na jego twarz. On natomiast trzymał dłoń na mojej szyi i wydawałoby się to pieszczotliwym gestem gdyby nie kciuk wybijający się w moją tchawicę.
- Słuchaj uważnie.
  Moje usta otwarły się, ale jego spojrzenie zmusiło je do zamknięcia się ponownie.
- Nie mamy czasu. Jestem tym kogo miałaś nigdy nie poznać. - To jak mówił i jak na mnie patrzył dowodziło, że mimo siły, która od niego promieniowała, odczuwał niezrównany ból.
- I pokarze ci to o czym nigdy miała się nie dowiedzieć. Przejmiesz moje zadanie. - Chwycił moją twarz drugą ręką, jakby upewniając się, że go słucham.- Zabijesz Natsu Dragneel'a. - Z oczu znowu zaczęły płynąć mu łzy, może z żalu, może z bólu, nie zastanawiałam się nad tym. Nie chciałam go słuchać. Zwariował. Kim do cholery był, żeby kazać mi zabić przyjaciela? Intrygował mnie.
 - Luce! - potrząsnął mną ponieważ, moje myśli uleciały gdzieś daleko.
  Wpatrywałam się w niego nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Ja również zaczęłam płakać. Srebrzyste krople spływały mi po policzkach, a następnie skapywały na próg między nami. Co się ze mną działo? Dlaczego go słuchałam? Dlaczego nie uciekłam, jak miałam szanse? Dlaczego jeszcze tam klęczałam?
- Nie - wyszeptałam, mimo że rozpadałam się na kawałki. Po raz kolejny spróbowałam się wyrwać. Puściłam jego ramie, a on ku mojemu zdziwieniu nie przewrócił się, ale jego twarz wykrzywił grymas bólu. Chwyciłam go za nadgarstki, ale nie poluzował chwytu. Odwrócił głowę w bok, jakby zbierając się w sobie. Poczułam tylko jak coś zaciska się wokół mojego ciała by potem eksplodować atakiem bólu.
- Zrozumiesz...- powiedział znowu patrząc mi w oczy - Nie zawiedź mnie mała.
  Miałam wrażenie, że pęknie mi czaszka, a ciało wyginęło się w nagłym ataku bólu, którego nie umiałam stłumić. Z łoskotem upadłam do tyłu i chwyciłam się za głowę, wierzgając nogami i zaciskając zęby. Chłopak, który również wylądował na podłodze podczołgał się do mnie i podniósł na łokciach.
- Zabije cię - Wycharczałam między atakami.
  Położył mi palec na ustach i spojrzał na mnie... ze smutkiem? W dupie miałam jego smutek. Bolało, tak strasznie bolało.
- Przepraszam, gdybym wcześniej... - Resztę jego wypowiedzi zagłuszył mój nieludzki wręcz wrzask. I osunęła się gdzieś w pustkę. Ból odszedł. Pozostały mi tylko słowa odbijające się echem w głowie: "Kocham cię. Kocham cię, Luce." i moja własna myśl jak mogłam być taką idiotką.



  ★★★★★★★★★
Jej *.* 400 wyświetleń ;D
No to wpada rozdzialik ;p
Trochę wymęczony i krótki, ale obiecuje, że kiedyś się zbiorę ;p

Lucynka się przerzuciła na trampki, a i tak źle kończy XD

Shapira: Luce, czy ty coś piłaś znowu, że się tak rzucasz obcym w ramiona? Ja nie wiem co się z tobą dzieje dziewczyno!
Lucy: Nienawidzę cię ._.
Shapira: Dobra, dobra idę się poznęcać nad kimś innym ;D


poniedziałek, 16 lutego 2015

Liebster Award i wielki powrót

Wróciłam!!!
Ferie się zaczynają wiec znalazłam chwilę czasu ;D chociaż chwilami mam wrażenie, że jestem gorzej zabiegana niż w podczas nauki ehhh... O.o
Zabiera się powoli za rozdział, a narazie  Liebster Award ;D

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich nominowania. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) i zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował. 
Dziękuje za nominacje Lavana Zoro ;)

Pytania i odpowiedzi:

 1. Czy to twój Pierwszy blog?

  Tak, pierwszy ale mam nadzieje, że nie ostatni ;D

 2. Jakie są twoje cztery  ulubione postacie z Fairy Tail?
  Ojj... Trudne pytanie. ._.
Zerefik zły grrr...

  Na pewno numerem 1 jest najwspanialszy i najgenialniejszy Zeref'ik, mój pan i władca *.* 
  Kolejne na liście są (pozwólcie, że wymienię je jako jedną postać) wszystkie jego demony oczywiście na czele z E.N.D.'em i jego drugim wcieleniem *.*  
 
  Kolejną epicką postacią jest boska Mirajane i jej ubóstwiany przeze mnie charakter ;p dorzucę do niej jeszcze moją kochaną, niezastąpioną, kompletnie odjazdową Erzusie ;3 i powstaje nam najlepsza dwuosobowa drużyna Fairy Tail *o*
  Na koniec muszę wspomnieć Gray'a ;3 Moje szalenie inteligentne ciasteczko, które z każdym rozdziałem kocham jeszcze bardziej *.*
  

Można by wymieniać jeszcze długo: Gajeel, Jellal, Asuka, Ultear, Gildarts, Rouge, Sting, Virgo itd.
  Ale przecież i tak wszyscy wiedzą że w Fairy Tail wszyscy są odjazdowi ;3

 3. Czy kiedy zakładałaś/eś bloga miałeś w głowie całą historię i zakończenie?

Hahahahaha... Nie miałam i nadal nie mam ;p Pełen spontan ;p
Może to nie zbyt dobre w pisaniu, ale nie umiem ogarnąć swojej wyobraźni ;p

4. Wolisz iść na żywioł czy mieć wszystko przemyślane?

Tak bardzo chciałabym mieć jakiś plan, ale moje życie to kompletny bajzel. Ale wiecie co? Właśnie to kocham :3

 5. Jaka jest twoja ulubiona gra?

Eeee.. COD Nazi Zombies ;3 Najlepsze na od reagowanie po ciężkim dniu 


 6. Kiedy spotkałaś/eś się po raz pierwszy z anime i mangą?

Hah po raz pierwszy chyba oglądałam z siostrą, ale nie w ciągło mnie to jakoś specjalnie ;p
  Jakiś rok temu natomiast kolega poprosił mnie, abym narysowała jakąś
postać z ft i tak zaczęła się moja miłość do Gray'a a potem do całej serii ;p
Z resztą już poszło gładko i uzależnienie gotowe! ;ppp

 7. Kto jest twoim ulubionym autorem mangi?

  Hem... Jakoś nie szczególnie skupiam się na autorach, ale dla mnie absolutnym mistrzem kreski jest Hiro Mashima 

 8. Jakie ciasto lubisz najbardziej?

O matko! Ubóstwiam wszystkie ciasta, ciasteczka i wszystko co słodkie, więc nie mogę określić jakie lubię najbardziej ;p 

 9. W związku z powyższym chciałbyś kiedyś zorganizować spotkanie bloggerów  i dostać to ciasto ode mnie w prezencie?

Haha była bym zaszczycona jedząc coś od ciebie ;3


10. Czy chętnie chodzisz do lekarza?

Hahaha absolutnie nie!
Wszelkiego rodzaju szpitale, przychodnie itp.są strasznie przygnębiające O.o

11.  Czy boisz się u kogoś komentować opowiadanie na bloggerze?

Zależy w jakim sensie ;p Czasem boje się że kogoś urażę albo zrobię mu przykrość, a tego nie chce ;p




Strasznie przepraszam ale naradzie nikogo nie nominuje ;p
Muszę się nad tym zastanowić a czas mnie goni ;p
Pozdrawia, do następnego ;)


 

czwartek, 8 stycznia 2015

rozdział VII - Tak, tak


Jej... 200 wyświetleń *.* Taka radość XD
No to wbija z nowym rozdzialikiem 

UWAGA!  UWAGA!
 Rozdział najlepiej czytać powoli, szeptem z nutką obsesji w głosie XD










  Dziwna, półnaga postać przemierzała ciemny, spowity gęstą mgłą las. Jeśli tylko to mroczne miejsce pozwolicie mi tak nazwać. Albowiem las ten miał dusze. Tak, tak. Mroczną dusze. Ciemną jak heban. Splamioną krwią. I tak właśnie wyglądał. Przerażający. Mroczny. Krwawy. Zdawało się czasami, że jego ofiary wrzeszczą o pomstę. Tak, tak. Krwawą pomstę.
  Ciemne zarysy smukłych pni przebijały się przez tumany białej mgły, unoszącej się nisko nad ziemią. Niebo, niemal całkowicie przysłonięte było suchymi konarami, nienaturalnie wysokich, umarłych drzew. Dniem nieliczne promienie słońca przebijały się przez gałęzie, podświetlając białą parę, która na stałe tam gościła. Tworzyło to wprost bajkowy efekt. 
  Ale wtedy była noc, a las przybrał swoją prawdziwą formę. Tak, tak. Wtedy to księżyc przejął pałeczkę. Podkreślał swoim światłem białe samotne głazy, unoszące się wysoko nad głowę przybysza i rzucał świetlne refleksy na płatki róż. Tak, tak. Róże. Wszędzie były róże. Pięły się wokół drzew i rozpościerał pod stopami. Obrastały głazy i zdawały się tworzyć sieć nad całym lasem. Sieć, z której nie było ucieczki. Otaczały chłopaka z każdej strony swoim zakazanym pięknem. Głębokiej czerwieni pozazdrościć mogły im włosy Erzy. Były tak piękne, że aż prosiły się aby je zerwać i podarować swej ukochanej w dowodzie miłości. Gdyby nie jeden szczegół. Bo nie były to zwykłe róże. Nie, nie. Bo czy zwyczajne róże krwawią? Zapewne jeszcze takich nie spotkaliście. A więc te, były wyjątkowe. Szkarłatne krople skapywały z ich aksamitnych płatków, spływały po gałęziach, zbierały się na kolcach. Aż w końcu z cichym pluśnięciem rozbijały się o martwą ziemie. Tak, tak. To był niezwykle subtelny dźwięk. Dźwięk śmierci. Kap, kap, kap... 
  Zapewne to miejsce miało swoją historie. Przerażająca historie...
  Ale różowowłosy chłopak zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Jakby to było normalne. A nie było, prawda? Nie, nie. To nie było normalne.
  Ale on od kilku godzin niestrudzenie biegł mimo, że wplątywał się kolce diabelskich kwiatów, rozrywając ubranie i raniąc skórę. Po jego ciele spływała krew. Ale nie jego krew. A może właśnie jego? On przecież też krwawił. Tak, tak. Jego serce krwawiło, rozerwane na miliony kawałeczków. Ale on był jakby w transie. Nie czuł tego. Nie czuł, że jest prawie martwy. Ale dalej biegł. To znaczy, że żył, prawda?
  Jego mięśnie pracowały, napinając się i rozluźniając, jakby w takt jakiejś cichej melodii. Tak, tak. Bardzo cichej. Powietrze wypełniało płuca chłopaka w idealnych odstępach, a potem z głośnym świstem je opuszczało, pozostawiają tylko obłoczek pary, który po chwili rozmywał się za jego plecami. Jego kamienna twarz nie wyrażała żadnych emocji, a wzrok miał utkwiony gdzieś w głębi mroku i mgły. Jakby wśród ciemności dostrzegał swój dawno wyczekiwany cel albo po prostu nie chciał widzieć tego co się wokół niego dzieje. Nie, nie. On tego nie wiedział. Bo był jakby w transie...
  Jego oczy. Nie, nie. To nie były jego oczy. Jego oczy były zielone. Jak lato. Tak, tak. Natsu. Natsu Dragneel. On miał zielone oczy. Przepełnione nadzieją i dziecinna radością. Ale te krwistoczerwone tęczówki, zasnute czarną mgłą nicości nie były jego. Nie, nie. Na pewno nie jego.
  Jego ciało też nie było jego. Nie kierował nim. Nie, nie. Nie miał kontroli. Nie czuł. Nie czuł skóry rozrywanej przez ciernie przeklętych róż. Nie czuł przeszywającego zimna ogarniającego go z każdej strony. Nie czuł krwi spływającej po nagim torsie. Nie czuł zmęczenia, które już dawno powinno dać mu się we znaki. Był przecież zwykłym człowiekiem, prawda? A może jednak nie?
  Nagle się zatrzymał. Podmuch wiatru poruszył jego posklejanymi od szkarłatnej cieczy włosami. Czas jakby zwolnił. Tak, tak. Stanowczo zwolnił. Salamander zachwiał się i upadł na kolana. Coś błysło w jego oczach. Czarna mgła odeszła a szkarłat zawirował w jego tęczówkach by zaraz potem iść w jej ślady. Cały ból jaki powinien odczuć podczas biegu napłynął do niego niespodziewaną falą. Krzyk rozdarł powietrze wokół. Ale czy ktoś go słyszał? Nie, nie. Tylko róże kontynuowały swój krwawy płacz. Kap, kap, kap...
  Mijały minuty, godziny, dnie. Las zmieniał się rozświetlany to blaskiem słońca to księżyca. Ale on nie liczył czasu jaki upływał. Tylko leżał, wstrząsany co chwile nowymi falami cierpienia. Każdy oddech był jak połykanie żyletek, a nawet mruganie sprawiało mu niewyobrażalne cierpienie. Nie potrafił się poruszyć. A może nie chciał? Od dawna w jego głowie panowała pustka. Tak, tak. Pustka, przepełniona bólem samotności. A usta poruszały się nieustannie, kształtując nieme słowa rozpaczy. Szeroko otwarte oczy były zaś utkwione w rozciągającej się przed nim tafli wody. Ale nie była to zwykła woda. Nie, nie. Bo czy zwyczajna woda ma głęboki karmazynowy kolor ? Zapewne jeszcze takiej nie widzieliście. A więc ta, była wyjątkowa.
A może to wcale nie była woda? 
  Dagneel leżał tam już mnóstwo czasu. Z całych sił chciał umrzeć. Ale nie mógł. Nie, nie. Jego rany nie chciały się goić. Ale coś mimo cierpienia otrzymywało go przy życiu. Więc może mógłby chociaż złagodzić swój ból, prawda?
  Powoli wyciągnął krwawiącą rękę w stronę szkarłatnej toni. Był spragniony. Tak, tak. Bardzo spragniony. Czy mógłby się jej napić? Tak, tak. Przecież nic się nie stanie. Nic a nic. Przecież to tylko woda, prawda? Tak, tak. Napij się Natsu! Ona da ci siłę. Tak, tak. Pij! Tak, tak. Taaaak, taaak Natsu.

niedziela, 21 grudnia 2014

rozdział VI - Mrok


 Obudziłam się czując niesamowite pragnienie i suchość w ustach. Podniosłam się i chwyciłam za głowę. Pulsujący ból rozchodził się po całej mojej czaszce.
"O - kur - wa - mo - ja - gło - wa" To jedyne co przychodziło mi na myśl.
 Sięgnęła po szklankę stojącą koło łóżka i wypiłam duszkiem całą wodę, jaka się w niej znajdowała, po czym z powrotem opadłam na miękką poduszkę. Przyglądałam się sufitowi, próbując ocenić swoją sytuacje.
  Była pierwsza po południu. Sobota. Strasznie mnie suszyło, a głowa mogła lada chwila wybuchnąć. Po prostu miałam niemiłosiernego kaca. Dodatkowo bolała mnie każda partia ciała, a skóra lepiła się od brudu. Byłam przykryta cienkim kocem. Moja bluzka była w strzępach i zostałam w samych majtkach. Zamknęłam oczy i skupiłam myśli. Na wpół przesiąknięte krwią bandarze, owijały się wokół mojego brzucha i uda.
  Ja pierdole, co ja wczoraj do robiłam?
  Powoli przypominałam sobie fragmenty z poprzedniego dnia. Nie potrafiłam złączyć ich w logiczną całość. Co się do chlory działo? Grey. Musiałam z nim pogadać. Mam nadzieje, że wszystko pamięta. Był ze mną chyba przez większość czasu. Zaniósł mnie do domu?
  Na moich policzkach pojawił się rumieniec. Przecież jestem prawie naga. Nigdy więcej alkoholu. Ze wstydu zakryłam twarz rękami i skupiłam się na pragnieniu kąpieli.
  Postanowiłam dla bezpieczeństwa zostać w domu. Z trudem wstałam z łóżka, o mało co przy tym nie wymiotując. Udałam się pod prysznic. Bezużyteczne resztki ubrań i bandaże wyrzuciłam do kosza. Powoli weszła pod ciepły strumień. Zacisnęłam zęby. Mnóstwo zadrapań i płytkich ran piekło w kontakcie z wodą. Te głębokie i stopy, na których ledwo potrafiłam się utrzymać, natomiast paliły żywym ogniem. Szybko skończyłam kąpiel. Zmieniłam opatrunki i wyszłam z łazienki. Przebrałam się w szare dresy i luźną koszulkę. Mój żołądek domagał się posiłku, ale na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze. Wzięła butelkę wody i wróciłam na wygodny materac jednak ból nie pozwalał mi zasnąć.
  Powoli docierało do mnie co się wczoraj działo. Pamiętałam już niemal wszystko do momentu, gdy usnęłam na ramieniu Fullbuster'a. Może lepiej by było, gdybym jednak sobie nie przypomniała. Ile ja w ogóle wypiłam?. Za dużo. Nakryłam głowę kocem chowając się przed światem. Będzie lepiej jeśli nie będę pokazywać się w gildii w najbliższym czasie. Mam nadzieje, że większość była w gorszym stanie niż ja. Nie mogłam po prostu zaliczyć zgona jak wszyscy?
   Leżałam, próbując, skupić się na czymś innym niż ból i wstyd. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Błyskawicznie podniosłam się z łóżka, czując kolejną fale cierpienia i odpływ krwi od mózgu. W progu stanęła postać zwiastująca kłopoty. Właścicielka. Wciągnęłam głośno powietrze. Zapomniałam o czynszu, a następnego dnia mijał termin zapłaty. Połowę kasy wydałam na prezent dla Erzy, którego pewnie nawet nie otworzyła.
-Gemen'asai gomen'asai zapłacę jutro! obiecuje! - wykrzyczałam, zamykając oczy i czekając na kare. Nic się jednak nie stało. Powoli uchyliłam powieki. Dostrzegłam jej pełny politowania wzrok. Musiałam wyglądać naprawdę strasznie.
- Masz czas do wtorku.
  Wyszła trzaskając drzwiami. Choć nie było tego widać na pierwszy rzut oka, była dobrą kobietą.
  Z ulgą wróciłam do poprzedniej pozycji. Zaćmiony umysł nie pozwalał mi myśleć. Musiałam spłacić zaległość, ale nie miałam pomysłu jak to zrobić. Nie mogłam udać się na misje w takim stanie.
  Może pożyczyć? To chyba jedyny sposób. Jak tylko dojdę do siebie oddam z nawiązką. No to teraz tylko od kogo? Erza? Nie. W sumie boje się nawet zapytać. Natsu? Chyba jest na mnie zły. Muszę koniecznie z nim pogadać , ale jeszcze nie teraz. Grey? Pomógł mi wczoraj to chyba wystarczająco. Nie mogę go tak wykorzystywać. Ojoj. Może Levy? Ostatnio była na misji z Gajeel'em. Ona zawsze ratuje mnie z opresji.
  Zdecydowałam, że zapytam niebieskowlosej. Z trudem przewróciłam się na drugi bok. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła trzecia. Było pewne, że tego dnia nie zrobię nic pożytecznego. Po raz kolejny zaburczało mi w brzuchu.
  Co mogę zjeść, żeby tego zaraz nie zwrócić? Dobrze żeby było to coś dobrego na kaca. Nie miałam żadnych pomysłówna ani wiadomości ten temat. Jedyną szansą jest Crux. Rozejrzałam się po pokoju.
 Gdzie ja je... Zgubiłam? Serce zabiło mi szybciej. Brałam je wczoraj ze sobą do gildii. Musiałam mieć je przy pasku od spódniczki. To nie mogła być prawda. Nie, nie, nie, nie, nie. Z przerażeniem zaczęła przeszukiwać pomieszczenie.
  Po dwóch godzinach skończyły mi się pomysły, a kluczy dalej nie znalazłam. W moich oczach połyskiwały się łzy. Ostatni raz przeczesałam pokój i usiadłam bezsilnie na łóżku. Podparłam głowę na rękach, a ogromne krople zmoczyły spodnie, zmieniając ich kolor na ciemniejszy.
  Gdzie one jeszcze mogą być?
  Przypominałam sobie po kolei wszystkie miejsca, w których wczoraj byłam. Miałam trzy opcje. Gildia, ulica albo rzeka. Wyjrzałam przez okno, w które uderzały duże krople, wybijając swój własny rytm. W oddali, za budynkami i ścianą deszczu, mogłam dostrzec dach Fairy Tail. Tam postanowiłam zacząć poszukiwania.
  Ubrałam trampki i wybiegłam, zakładając w miedzy czasie czarną bluzę z kapturem.
  Przemierzałam ulice Magnolii szybkim krokiem, rozglądając się czujnie wokół siebie. W butach przelewała mi się woda, wydająca zabawny dźwięk przy każdym kroku. Po moich policzkach spływały łzy, ale skutecznie maskował je deszcz. Moje ubrania były doszczętnie przemoczone, a rany się otworzyły, ale nie zwracałam na to większej uwagi. W tym momencie liczyły się tylko moje gwiezdne duchy.
  Z rozpędu wpadłam do gildii i bez słowa usiadłam koło Levy czytąjacej książkę. Dziewczyna podniosła wzrok znad lektury i spanikowana patrzyła na krople spływające po moich policzkach.
-Zgubiłam... - mruknęłam załamującym się głosem, a nowa fala łez wypłynęła z moich oczu.
- Lu? Co zgubiłaś? - Zapytała próbując zachować spokój.
- Klucze - odrzekłam ledwo dosłyszalnie.
  Mcgarden zakryła usta dłońmi i gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Ale gdzie je zgubiłaś?
- Gdybym widziała to bym je znalazła - wybuchłam.
  Moja głowa z hukiem uderzyła w stół, z gardła wydarł się jęk rozpaczy, a potem cichy szloch. Niebieskowlosa usiadła obok i mnie przytulia. Mimo iż była mała jej ramiona skutecznie mnie uspokoiły.
  Lubiłam tą dziewczynę. Z resztą kto jej nie lubił? Zawsze miła i uśmiechnięta. Szalenie inteligentna. Mały człowieczek, który zawsze wszystkich pocieszał.
   Minęło kilka minut zanim się opanowałam. Czułam nieokreśloną bezradność. Odsunęłam się od dziewczyny i spojrzałam na jej zamyśloną twarz.
- O czym myślisz Levy? - zapytałam, ocierając resztki łez.
- Ciii... - ucieszyła mnie dodatkowo ruchem ręki.
  Widziałam, że próbuje sobie coś przypomnieć. Poczekałam chwile z zaciekawieniem przypatrując się jej skupionym oczom.
- Natsu miał chyba...
Resztę jej słów zagłuszył trzask drzwi. Wybiegłam naprzeciw zachodzącemu słońcu, które właśnie przebiło się przez chmury. Rozejrzałam się wokół siebie, zastanawiając się gdzie tak właściwie mam iść.
  Moje serce napełniła nowa nadzieja. Zrzuciłam z głowy kaptur i wycisnęłam wodę z włosów. Czułam ból na całym ciele i lepkość mokrego materiału. Zignorowałam to i ruszyłam biegiem w stronę domku Natsu.



Kilka godzin wcześniej:


- Kłamiesz!
  Natsu podniósł się gwałtownie odrzucając stół na bok i podpalając swoje ciało. Zacisnął pięści i ugiął nogi szykując się do walki. Jego oczy płonęły rządzą zemsty. Tego było już za dużo. Grey, który był dla niego jak brat, stał się jego wrogiem.
- Zamknij się! Nic nie wiesz!
  Fullbuster również wstał z miejsca przyjmując pozycje do ataku. Powietrze wokół niego stało się lodowato zimne, a osoby w gildii zadrżały. Salamander, który był dla niego jak brat, uważał go za wroga.
  Napięcie między magami rosło z każda sekundą, a walka stawała się nieuchronna. Mierzyli się spojrzeniami.
- Przestańcie!
  Mirajane stanęła między chłopcami, próbując złagodzić sytuacje.
- Jeśli chcecie się bić, to wyjdźcie na zewnątrz.
 Miała nadzieje, że dzięki temu trochę ochłoną, albo przynajmniej nic nie zniszczą. Zwątpiła, gdy napotkała wzrok Natsu. Zadrżała. Wyczuwała, że to nie będzie zwykła walka.
  Zaczęła się o nich martwić. Ostatnio im się nie układało. Zaraz po turnieju magicznym ich przyjacielskie bijatyki zmieniały się w prawdziwe wojny o przetrwanie. Przekomarzanki słowne przybierały coraz częściej formę prawdziwych kłótni. Dawne wyzywające spojrzenia teraz były zapowiedzią walki na śmierć i życie.
- Wyjdźcie - powiedziała stanowczo białowłosa, wskazując palcem drzwi i odwracając wzrok.
  Magowie opuścili budynek. Kierowali się w stronę pobliskiego pola. Członkowie gildii odprowadzili ich drwiącymi spojrzeniami, nie wyczuwając zagrożenia.
  Kelnerka posłała znaczące spojrzenie w stronę mistrza, który tylko spakajająco kiwnął głową.
  Znowu stali naprzeciw siebie, nie zwracając uwagi na deszcz, który zmoczył ich ubrania. Strużki wody spływały po ich twarzach, a ubrania przyklejały się do ciała. Byli sami. Napięcie osiągało swój szczyt. Ostatni raz zmierzyli się spojrzeniami. Głęboko w umyśle maga lodu czaił się strach przed Dragneel'em. Znał możliwości swojego przeciwnika. Teraz, gdy obwiniał go o zdradę przyjaciół, był go w stanie nawet zabić.
- Zawiodłem się na tobie Fullbuster. - rzekł różowołosy niespotykanie poważnie, przekrzykując dzielącą ich odległośc i szum deszczu.
  Jego kamienna twarz nie wyrażała emocji. Tylko w oczach, nawet z daleka, można było dostrzec obietnice szybkiej śmierci.
- Co ty odpierdalasz Natsu? - zapytał Grey, delikatnie drżącym głosem, opuszczając na chwile gardę, by pokazać przyjacielowi, że nie chce wojny.
- Daje ci nauczkę!
  Smoczy zabójca wybił się z podłoża, błyskawicznie pokonał metry dzielące go od celu. Płonąca ręka uderzyła w twarz ciemnowłosego, który nie zdążył sparować ciosu. Chłopak przeleciał kilka metrów i wylądował na ugiętych nogach, żłobiąc podłużne wgłębienia w ziemi. Podparł się lewą ręką o podłoże, a prawą z cichym chrzęstem nastawił szczękę. Jego oczy przysłaniała zbyt długa, mokra grzywka, która rzucała cień na przystojną twarz. Fullbuster szybkim ruchem zerwał z siebie bluzkę, ukazując idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Sytuacja stała się poważną.
  Sekundy się dłużyły. Magowie skupiali się na swoich oddechach. Czuli każda krople spływającą po swoim ciele i najdelikatniejszy podmuch wiatru. Próbowali odgadnąć swoje zamiary. Myśli różowowłosego ograniczały się do nienawiści do Fullbustera i wyczucia jego następnego ruchu. Grey czekał na idealny moment do ataku. Nie chciał zranić przyjaciela, ale wiedział, że przegrana tym razem może oznaczać śmierć. Znał Natsu na wylot. Ostatnio działo się z nim coś dziwnego. Nie potrzebnie w ogóle zaczynał tą walkę. Teraz żałował.
- Czemu ty mnie nigdy nie słuchasz? - mruknął zimno.
  Mag lodu przymknął na moment oczy i odepchnął się stopami od ziemi wyskakując wysoko nad głowę Salamandra. W jego dłoniach pojawiły się półtorametrowe miecze stworzone z lodu. Celował w nogi by zapewnić sobie wygraną bez zadawania niepotrzebnych obrażeń chłopakowi. Był jednak z byt wolny.
  Smoczy Zabójca spojrzał do góry, głęboko w jego oczy i chwycił miecze, które od razu zamieniły się w wodę. Grey wylądował na ziemi obok Natsu i odbiegł szybko na bezpieczną odległość. Stanął do niego tyłem nie chcąc ponownie widzieć tego spojrzenia przepełnionego żalem, smutkiem i... no właśnie co to było?
- W co ty grasz Gray? - zapytał jakby ze smutkiem Salamander.
- A ty w co grasz Natsu? - odpowiedział mu pytaniem przez ramie.
- Przeleciałeś Lucy, chodź dobrze wiesz, że nie tykamy lasek z własnej gildii- mówił  z wyrzutem Dragneel zbliżając się do maga lodu. - Złamałeś zasadę i nie pozwalasz się ukarać.
   Natsu, co jest kurwa z tobą? To nie ty! Ty byś tak nigdy nie powiedział. Ale ciało i moc przede mną były z całą pewnością mojego najlepszego kumpla.
- Przestań. To nie tak... - Brunet odwrócił się do Salamandra i ponownie spojrzał głęboko w jego zielone oczy. Widział w nich prawie niezauważalne wahanie.
- A jak? Wiem co widziałem. Byłem tam potem. Chciałem tylko... - Opuścił na chwile głowę - I jeszcze to... - Różowowłosy wskazał z wyrzutem na długie zadrapania na torsie przyjaciela. Fullbuster z rozdrażnieniem odepchnął jego rękę.
- To nie tak Natsu!! Czemu ty mnie nigdy nie słuchasz?
- Słucham cię, ale ci nie wierze. - powaga przepełniała jego głos.
  Ciemnowłosy opadł na kolana, podnosząc ręce w geście oddania i spojrzał w górę na przyjaciela.
- Jeśli chcesz to mnie zabij. Ale między mną, a Lucy... - szukał tej odrobiny zwątpienia, która jeszcze przed chwilą dostrzegał, ale jego oczy były teraz... - ...nic nie zaszło. - dokończył jednym tchem i opuścił z przerażeniem głowę. Jego oddech przyśpieszył, a ręce zaczęły drżeć. Kurwa. To koniec.
- Łżesz! - krzyknął Dragneel wymierzając ognistego kopniaka, klęczącemu przed nim chłopakowi, posyłając go na pobliskie drzewo.
   Wokół rozniósł się chrzęst łamanych kości, a potem zapanowała całkowita cisza.
Widział tylko ciemność. Opuściły go wszystkie siły. Walka trwała zaledwie kilka minut, a bolało go wszystko. Najbardziej serce. Zawiódł się na przyjacielu. Nie. To on zawiódł. Kolejny raz. Zniszczył jedyną dobrą rzecz w swoim życiu. Dopiero teraz uświadomił sobie co tak na prawdę zrobił. Wcześniej nie robiło mu to różnicy czy przeleci jedną laskę więcej. Z Lucy było inaczej. Całkiem inaczej.
  Obracał się powoli w nicości bez chęci życia. Z tej błogości wyrwał go krzyk.
- Zostaw mnie!
- Natsu co się z tobą dzieje? - mówiła dziewczyna łamiącym się głosem do chłopaka przyciśniętego jej ciężarem do ziemi. - Popatrz co mu zrobiłeś!
- Lepiej popatrz co on zrobił Lucy. Ktoś taki nie jest godzien należeć do Fairy Tail! - krzyczał różowowłosy
- Idioto!!! On jej nic nie zrobił! Widziałam ją dzisiaj w gildii.
- Przeleciał ją jak była pijana. Pewnie nie pamięta. - Jego twarz wykrzywił grymas złości i bólu.
  Erza szerzej otworzyła oczy i polóźniła uścisk, ale po chwili odzyskała rozum.
- On przecież nie... Przeginasz Natsu... Z resztą ona nie jest już księżniczką, którą trzeba bronić na każdym kroku. - warkneła do niego Scarlet.
  Z szeroko otwartych oczu chłopaka zaczęły płynąć łzy. Mimo deszczu, szkarłatnowłosa doskonale je widziała. I jeszcze te... Zadrżała.
- Nic nie rozumiesz! Idź się lepiej pieprzyć z Jellalem!Wszyscy jesteście tacy sami.
  Salamander zrzucił z siebie zszokowaną Tytanie i pobiegł w stronę lasu.
  Fullbuster nie miał odwagi się poruszyć. Patrzył tylko smutnymi oczami w rozjaśniające się powoli niebo. Nie zwracał uwagi leżą koło niego dziewczynę. Martwili się o swojego przyjaciela. O ostatnie wydarzenia w gildii. Gdzie się podział ten uśmiech, który gościł zawsze na twarzy Salamandra? Gdzie był chumor który wypełniał Fairy Tail? Niepokuj ogarniał ich serca i wyciskał łzy, które już po chwili przestali powstrzymywać...

 Po czasie, którego nikt nie mierzył:

- Widziałaś to? - zapytał cicho Grey, nadal leżąc na środku polany. Zachodzące słońce w końcu przebiło się przez gęste chmury. Deszcz ustał już dawno, pozostawiając tylko mokrą ziemie.
- Jego oczy... - mrukneła Tytania z przerażeniem, jakby czytając chłopakowi w myślach.
- Były czarne... - kontynuował Fullbuster.
- Czerwone...
- Co? - Grey podniósł się i oparł na łokciach. Utkwił wzrok gdzieś za horyzontem.
- Miał czerwone oczy...
- Całe, czarne jak smoła...- odrzekł z uporem Fullbuster
  Tytania podniosła się i siadła po turecku przed przyjecielem opuszczając głowę. Jej wzrok był jakiś nieobecny. Bezmyślnie skubała źdźbła trawy. Grey dołączył się do tego interesującego zajęcia. Minęło kilkadziesiąt minut zanim doszli do siebie.
- Czerwone tęczówki. Potem całe jego oczy ogarnęła ciemność - Przerwała nagle ciszę Tytania.
  Zadrżała na samo wspomnienie tego przenikliwego szkarłatnego spojrzenia i zalewającej go smolistej ciemności, obłedu. Czarna fala zasłaniająca przerażające czerwone tęczówki przepełnione żalem i bólem, napełniające niepokojem i smutkiem.
  Zapamiętała każdy najdrobniejszy szczegół mimo że trwało to zaledwie ulamek sekundy. Ten widok na dobre utkwił w jej głowie. Chciała krzyczeć i wygrywać włosy z głowy byleby tylko pozbyć się tego wspomnienia. Powstrzymywała się jednak całą siłą woli. Wiedziła, że jest to zapowiedź czegoś przerażającego. Czegoś co nastąpi niebawem i nie będzie przed tym ratunku.
- Tak głęboka, że można było w niej utonąć. I to uczucie...
  Ciarki przeszły po kręgosłupie Fullbustera. Ta ciemność, która wymazała z oczu przyjaciela wszelką litość, wspolczucie i wątpliwość... Nie była własnością Natsu. Pochodziła gdzieś z zewnątrz i wkradła się do jego serca. Ten widok zapamięta na zawsze. Niknącą nadzieje na życie. I ten przepełniony bólem wzrok zalany przez czarną fale nicości.
- Dzięki Erza. Gdyby nie ty...
- Nic by ci nie zrobił.
  Grey spojrzał pytająco na siedzącą koło niego szkarłatnowłosą dziewczynę.
- Przyszłam za późno... - Ze smutkiem spojrzała na Grey'a.
  Obwiniała się za stan przyjaciela. Zaschniętą już krew i duży siniak zdobiły jego prawy policzkek. Zlepione szkarłatną cieczą, mokre od deszczu włosy opadały ciężko na twarz Fubustera. Brudne, ciemne spodnie również nosiły liczne ślady walki. Jego oczy i twarz nabrały poważnego, przygnębionego wyrazu.
  Nie mogla znieść tego widoku. Spóściła wzrok, zakryła twarz dłońmi i kontynuowała.
- Stał nad tobą... Nic... Tylko... Stał i patrzył. Dopóki... Dopóki nie podeszłam - oddychała coraz ciężej - Nawet nie spojrzał w moją strone... Po prostu się podpalił... Chciał uderzyć... Ale... W ostatnim momencie... Zawachał się... Przewróciłam go i przygwoździłam do ziemi... Patrzył na mnie jakby nie wiedział o co chodzi... A potem... Lucy... Jego oczy... znowu... - mówiła urwanymi zdaniami Erza, jakby każde słowo sprawiało jej niezwykły ból.
- Wystarczy... - przerwał jej wypowiedź Grey
  Poczuła obejmujące ją zimne ramiona. Mimowolnie wtuliła się w nie. Chciała poczuć bezpieczeństwo. Tyle walk już przeżyła, tyle razy była na granicy śmierci, ale w życiu nie czuła się taka bezbronna jak wobec tej ciemności ukrytej w oczach jej przyjaciela...

********* 
Tej ciemności boi się nawet Tytania.
Kto już raz ją zobaczył, nigdy jej nie zapomni.
Samo jej wspomnienie naprawa obawą.
Kto się jej nie ulęknie?
Czy i tym razem miłość będzie ratunkiem?
Czy mrok ogarnie i twoje serce?
Odpowiedzi szukaj tam gdzie róże trwonią krwawe łzy.
Tak, tak
Nie boisz się, prawda?


★★★★★★★★
'czarne oczy 
Widzę czarne oczy 
To za mną kroczy 
Ze mną jest '
Laj laj laj
Uhhh.... nareszcie udało mi się dokończyć ten rozdział
Mam nadzieje, że się spodobał ;3
Przepraszam za wszelkie niedociągnięcia
Tak tak, nie umiem opisywać walk 
Nie doczekałam się żadnych podpowiedzi :c
Więc macie tu moje chore wymysły ;p
Mimo że święta to rozdział pojawi się z opóźnieniem
Coś schrzaniłam z fabułą i teraz muszę wymyślić jak  to naprawić XD
To do następnego ;) 

środa, 10 grudnia 2014

rozdział IV - Więcej nie pije


  Erza wpatrywała się wielkimi oczami we wnętrze kartonu, a potem zerwała się i niczym błyskawica wybiegła z gildii. Byłam szalenie ciekawa co spowodowało jej reakcje, ale nie miałam siły zrobić ani kroku. Bezwładnie opadłam na krzesło stojące koło mnie. Musiałam się napić. Już dawno przestałam liczyć kufle sake, które w siebie wlałam przez zdenerwowanie, podczas przygotowań. Ponownie pozbyłam się wysokich butów. Spięłam włosy w wygodny kucyk i duszkiem wypiłam kolejną porcje alkoholu, której zarzadałam od Mirajane. Dziewczyna spierała się chwile, martwiąc się o mój stan, ale w końcu ustąpiła. Zaczęło już świtać. Była czwarta, może piąta. Członkowie Fairy Tail zaczęli zbierać się z podłogi i leniwym, chwiejnym krokiem podążali do domów. Podparłam czoło na dłoniach i zamknęłam oczy. Nie potrafiłam jednak zasnąć. Przez dłuższy czas siedziałam bezczynnie, pogrążona w swoich chaotycznych myślach. Od czasu do czasu, skupiałam swoją uwagę na odgłosach pochodzących z gildii. Natsu całkowicie obudzony, biegał po budynku powodując hałas, który obudził by zmarłego. Po jakimś czasie do moich uszu dotarła tradycyjna kłótnia Salamandra i Gray'a.
- ...Z resztą ty i tak nie zrozumiesz. Idę do domu. Mam cię dość.- Mówił przyciszonym głosem mag lodu, odchodząc w stronę drzwi.
- Grey czekaj! - Krzyknęła Mira gdzieś zza lady.
- Co jeszcze? - warknął, prawie niedosłyszalnie.
- Mógłbyś zanieść kogoś do domu? Będzie dużo łatwiej sprzątać przy mniejszej liczbie osób pod nogami. - można było sobie wyobrazić jaki uśmiech zagościł na jej ustach.
- Pewnie - odpowiedział od niechcenia, prawdopodobnie rozglądając się po gildii.
  W budynku zostało dziewięć osób. Pomijając Mire i Bisce, która przyszła pomóc sprzątać zanim impreza w ogóle się skończyła, i mistrza oraz Elfmana, których raczej lepiej było zostawić w spokoju, trzebabyło wynieść stamtąd trzy dziewczyn. Najbliżej mieszkały Juvia i Lissana. Moje mieszkanie znajdowało się najdalej. Już miałam się podnieść, gdy donośny głos chłopaka zadzwonił mi w uszach.
- Ej zapalniczko, może byś pomógł. Dom Lucy masz po drodze. Ja wezmę Juvie i oszczędzimy sobie trudu.
- Chyba żartujesz. Jest za ciężka, minęła by wieczność zanim bym tam doszedł. - mruknął obrażony, a potem zaśmiał się beztrosko - Wezmę Lissane jest mniejsza.
  Postanowiłam im obojgu oszczędzić trudu. Ospale podniosłam głowę, przetarłam oczy i zamrugałam kilka razy żeby wyostrzyć wzrok.
- Mną się nie przejmujcie. Potrafię sobie sama poradzić.- mruknęłam uśmiechając się i próbując wyglądać na trzeźwą.
  Śmiech różowowłosego ucichł. Przeciągnęłam się, chwyciłam moje czarne szpilki  i machając im na pożegnanie przez ramię, chwiejny krokiem wyszła z budynku gildii.
  Szumiało mi w głowie. Za plecami słyszałam głosy magów kontynuujących kłótnie. Potykałam się o własne nogi i kamienie wystające z drogi, ale wytrwale trzymałam pion. Podążałam uparcie główną ulicą Magnoli, ignorując zdziwione spojrzenia mijających mnie ludzi. Na szczęście zważywszy na wczesną porę było ich niewielu. Gdy dotarłam do mostu, prowadzącego na drugą stronę rzeki, postanowiłam chwile odpocząć. Odłożyłam buty, z trudem wspięłam się na barierkę, usiadłam na niej i spuściłam nogi.
  Z zaciekawieniem patrzyłam na krew skapującą z moich stóp do błękitnej rzeki. Woda na kilka chwil zmieniała kolor, a potem zamazywała wszelki ślad po istnieniu szkarłatnej cieczy. Wschodzące słońce rzucało świetlne refleksy na delikatnie falującą tafle wody. Widok bez wątpienia był olśniewający. Krystalicznie czysta woda kusiła, obietnicą orzeźwiającej kąpieli. W pobliżu nikogo nie było. Dałam się przekonać lśniącej toni i zeskoczyłam wprost w jej odchłań.
- Lucyy!!! - usłyszałam gdzieś w oddali.
  Moje ciało przeszły ból, gdy uderzyłam o dno usiane ostrymi kamieniami. Z trudem wynurzyłam się na powierzchnie. Nad wodą przytrzymało mnie silne ramie.
- Dziewczyno co ty robisz?
  Gray wpatrywał się w moją twarz z przerażeniem. Oddychał ciężko. Jego czarne włosy były mokre, a po twarzy i torsie spływały strużki wody. Rzeka była dość płytka, więc stojąc woda sięgała mu trochę ponad pas. Oczywiście w między czasie pozbył się niemal wszystkich, swoich ciuchów. Odgarnęłam grzwkę z oczu i uwalniając się z jego ramion, roześmiałam się beztrosko. Przecież jeszcze nie dawno ratował mnie przed utonięciem w jeziorze.
- No co? Biorę kąpiel.
 Mój śmiech przekształcił się w histeryczny chichot, a potem w głośny płacz. Opadłam bezradnie do wody zanurzając się po samą szyje. Chłopak przypatrywał mi się chwile ze zdziwieniem i pochylił się nade mną. Przytuliłam się do jego zimnej klatki piersiowej. Po chwili odwzajemnił uścisk, a potem wziął mnie na ręce i wyszedł z wody.
  Przemierzaliśmy ulice Magnoli, odprowadzani zdziwionymi spojrzeniami. Fullbaster nie pozwolił mi iść o własnych siłach. Oplatałam rękami jego szyje. Dygotałam i pochlipywałam cicho.
- Gray? Nie jestem gruba, prawda?
  W moim głosie słychać było niezmierny smutek.
- Wariatka - powiedział z rozbawieniem, kręcąc głową.
  Z lekkim sercem zasnęłam na jego ramieniu, całkowicie zmęczona płaczem i wszystkimi wydarzeniami z dzisiejszego dnia. Podświadomie mu ufałam. Wiedziałam, że jestem bezpieczna.

Gray:

  Żeby tak się wystraszyć przez jakieś wybryki nastolaty. Nawet Erzie tak nie odbija po alkoholu. Niedawno panicznie bała się wody, a teraz sobie tak po prostu wskoczyła do rzeki.
  Niosłem ją w stronę mieszkanie. Serce nadal waliło mi ze strachu i zdenerwowania. Nieliczni o tej porze ludzie omijali nas szerokim łukiem lub skręcali nagle w jakąś boczną uliczkę. Ignorowałem ich. Lucy pochlipywała cicho na moim ramieniu. Trzęsła się z zimna, więc przyspieszyłem kroku. W oddali widziałem jej dom.
- Grey? Nie jestem gruba, prawda? - powiedziała cicho, zachrypniętym od płaczu głosem.
  Na prawdę Lucy tym się przejmujesz? Nie przejmujesz się tym, że zaraz się wykrwawisz?
  Nie należała do najlżejszych, ale na pewno nie można by nazwać jej grubą. Z resztą na pierwszy rzut oka było widać co jest powodem jej ciężaru. W gruncie rzeczy Natsu przegiął. Musiało ją to zaboleć skoro dalej to pamiętała.
  Po kilku minutach marszu poranione stopy bolały mnie, a ręce zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Alkohol zrobił swoje. Więcej nie pije.
- Wariatka - mruknąłem, maskując wysiłek, śmiechem.
  Zbliżaliśmy się do celu. Z przerażeniem stwierdziłem, że dziewczyna zasnęła.
  No pięknie. Może podłoże cię jeszcze spać i opatrzę rany?  Ciekawe najpierw jak dostaniemy się do mieszkania. Obie ręce miałem zajęte. Gdzie ona mogła schować klucz? Może jest z tymi magicznymi?
  Dopiero teraz zaważyłem, że Heartphilia jest praktycznie naga. Piersi zasłaniał jej kawałek postrzępionego, czerwonego materiału, a o spódniczce nie było już nawet wspomnienia. Po czułem ciepło na policzkach, a po podbrzuszu przeszedł mi przyjemy dreszcz.
 Jej idealne ciało pokrywało mnóstwo płytkich ran oraz dwie długie szramy, jedna na brzuchu, a druga na udzie. Z nich wypływało najwięcej krwi. W dodatku zgubiła klucze. Będzie miała niemiły poranek.
- No to zabalowałaś Lucy - westchnąłem ciężko
 Odwróciłem wzrok jeszcze bardziej się rumieniąc. Oblizałem spierzchnięte wargi, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak mi gorąco. Kucnąłem z wysiłkiem, zaglądając pod wycieraczkę. Łatwo poszło. Podziękowałem dziewczynie w duchu.
  Po małych akrobacjach w końcu otwarłem drzwi i z ulgą zmierzałem w stronę jej łóżka. Moje nogi słabły z każdym krokiem. Pomieszczenie wokół wirowało. Jeszcze pięć metrów. Cztery. Trzy. Dwa. Auł.
  Lucy gwałtownie otworzyła oczy i napotykając moje spojrzenie cicho jęknęła. Bałem się że zaraz zacznie krzyczeć, ale tylko wpatrywała się we mnie zaskoczona. Ręce miałem oparte na łóżku, po obu stronach jej głowy, a przydługie włosy zwisały dotykając jej twarzy. Mój tors przylegał do jej pełnych piersi, a jej nogi plątały się z moimi. Przetoczyłem się szybko na prawo i spadłem z, na szczęście, niezbyt wysokiego łóżka. Dziewczyna po raz kolejny zaczęła się histerycznie śmiać. No i kto tu ma ciężki poranek?
  Trzeba było się jak najszybciej stamtąd wynosić, albo w ogóle nie wyciągać jej z rzeki.
  Nie miałem siły się podnieść. Przymknąłem oczy, żeby zebrać całą energie jaka mi została. Nagle poczułem ciężar na klatce piersiowej, który przygwoździł mnie do podłogi. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą twarz Lucy z malującym się na niej chytrym uśmieszkiem. Jej ciepłe usta zetknęły się z moimi, a ja mimowolnie odwzajemniłem pocałunek. Heatphilia oderwała się ode mnie i usiadła triumfalnie na moim torsie. Byłem w szoku.
  Nie potrafiłem się ruszyć ani odezwać. Prawie naga dziewczyna siedząca na tobie, na prawdę odbiera rozum. I to taka dziewczyna. Jakby nie było to ja też byłem w samych bokserkach.
  "Chwila, chwila przecież ona jest ranna i pijana. Grey ogarnij się." - w mojej głowie odezwał się głos rozsądku.
- H-Hej Lucy co ty r-robisz?
- Przecież wiem, że tego chcesz! - powiedziała to tak, że każdy by jej uwierzył.
 Przejechała paznokciami od mojej szyi do miejsca między swoimi udami, żłobiąc długie, czerwone zadrapania na mojej skórze. Zadrżałem. Przygryzła zmysłowo wargę, odchylając głowę do tyłu i poruszając biodrami. Jej ciało ocierało się o mnie powodując fale gorąca. Bluzka podniosła się delikatnie ukazując jeden z jej sterczących sutków. Brązowe oczy zalśniły rządzą. Jej dłonie przejechały wzdłuż brzucha, ocierając się ranę i znikając pod czerwonym materiałem. Dziewczyna jęknęła cicho w reakcji na swój własny dotyk. Oddychałem ciężko, obserwując jej każdy, seksowny ruch. Z całych sił starałem się powstrzymać ręce, które sunęły po jej udach i po chwili zaciskały się na jędrnych pośladkach. Dziewczyna spojrzała na mnie trochę zdziwiona, ale coraz bardziej podniecona. Z każdą sekundą pragnąłem jej coraz bardziej. Nie wytrzymałem. Podniosłem się nagle zsuwając ją niżej, na swoje kolana i wpijając się w jej usta. Przybliżyła się i zarzucając mi ręce na szyje, całkowicie oddała się pocałunkowi. Ogień wewnątrz mnie płonął, topiąc mój lód. Nagle dziewczyna oderwała się od moich ust i szepnęła mi do ucha.
- Niegrzeczny panicz, chce przelecieć pijaną dziewczynkę.
 Magini gwiezdnych duchów upadła obok mnie dusząc się ze śmiechu. Chwile trwało zanim otrząsnąłem się z szoku. Nie byłem na nią zły. Byłem wściekły na siebie. Widziałem oczami wyobraźni załamaną Juvie, próbującego mnie zabić Natsu, miny moich przyjaciół i Lucy, która przypomni sobie co tu zaszło. Walnąłem się otwartą dłonią w czoło.
 Heartphilia śmiała się przez następne 15 minut. Potem zasnęła.Opatrzyłem i przemyłem jej rany, a potem przykryłem ją kocem i wyszedłem. Dochodziła szósta. Musiała wytrzeźwieć, a ja znaleźć swoje ubrania. To będzie naprawdę ciężki dzień.
  Jeszcze nie wiedziałem, że ten dzień zmieni się w rok, a uroczą blondynkę widzę ostatni raz.


★★★★★★★★★
Udało mi się ;3
W sumie go tylko poprawiałam ;p
Współczuje Lucy XD
Jestem okrutna ;___;
Mam nadzieje, że nie zrobiłam za dużo błędów O.o
Jak coś widzi cię to pisać
Będę poprawiać ;p
Tymczasem lecę się uczyć XD

********

Wakacje! wybawienie moje!
Wy jesteście jak zdrowie
Ile was trzeba cenić ten tylko się dowie
Co do szkoły uczęszczać musi...

Tymczasem przenoś moją dusze utęsknioną
Do tych nocy przespanych
Do tych dni wolnych
Blaskiem słońca i radością przepełnionych...

******

No wierszy to ja pisać nie będę ;___;




piątek, 28 listopada 2014

rozdział III - Zbroja


Narracja trzecioosobowa

  Erza otwierając prezent zatrzymała się w nagle. Jej oczy powiększyły się dwukrotnie, a na twarzy zagościł uśmiech. Już wiedziała co to jest. Coś wspaniałego. Przyjaciele przecież nigdy jej nie zawodzili. Jedno z jej marzeń spoczywa właśnie w tym pudle. Śliczna, niebieska, nie zastąpiona w większości sytuacji.
  Zbroja kontrolująca wodę, a co za tym idzie większość rzeczy na ziemi, które posiadają w sobie chodź cząsteczkę H2O (Wyjątkiem są istoty żywe, lecz po uzyskaniu wystarczającej mocy i maksymalnym opanowaniu zbroi, jej właściciel w niewielkim stopniu może kontrolować także zwierzęta, a nawet ludzi, lecz jest to bardzo wyczerpujące i może grozić śmiercią.) Ma niezwykle wysoką obrone, głównie przed żywiołami. Jest idealnie dopasowana oraz zmniejsza wagę właściciela, sprzyja więc swobodzie ruchów, szybkości, zwinności oraz potraja wytrzymałość na ból. Dodatkiem do zbroi jest miecz, a właściwie tylko rękojeść, do której w odpowiednich warunkach można utworzyć ostrze z wody w postaci, którą ogranicza tylko wyobraźnia właściciela. Wbrew pozorom miecz jest równie twardy jak diament, a zarazem nie tak kruchy. W dodatku zajmuje niezwykle mało miejsca w magicznej "przechowalni". Legendarna Królewska Zbroja Niebiańskiego Władcy Mórz oraz Miecz Posejdona. Jedyne na świecie. Zaginione przez dziesiątki, a może nawet setki lat, teraz są w jej posiadaniu.
  Nie mogła uwierzyć. W jej oczach zaszkliły się łzy. Jak oni ją zdobyli? To było prawie niemożliwe. Ale dla Fairy Tail nie ma rzeczy nie możliwych. Scarlet wyczuwała w tym jednak jakiś haczyk. Jej poszukiwania musiały trwać latami i kosztować mnóstwo pieniędzy. Gildii nie stać na to. Poświęciliby się dla niej? Musieliby wykorzystać wielu człąków i wszystkie wpływy. Ostatnio w poza gildia znajduje się tylko Gildarts, ale nie zjawił się na przyjęciu, więc jeszcze nie wrócił. Przez głowę dziewczyny przepływały miliardy myśli, analiz i przypuszczeń. Taka właśnie jest Tytania. Nawet, zalana w trupa wie co się dzieje.

  Tajemniczy mężczyzna w czarnej pererynie podążał wzdłuż rzeki, balansując na jej krawędzi. Delikatny wiatr rozwiewał niebieskie kosmyki jego włosów, wystające z pod kaptura. Przystojna twarz była do połowy zakryta kawałkiem czarnego materiału. Jego bystre oczy, pogrążone w smutku, wpatrywały sie w księżyc, odbijający się w spokojnej tafli wody. Miarowy krok i wturujący mu plusk wody były jedynymi dźwiękami rozbrzmiewającymi w okolicy.
  Myślał. Dużo myślał ostatnimi czasy. Przestawał panować nad swoimi uczuciami i o tym wiedział. Ból jaki go przepełniał był chwilami nie do zniesienia. To czego pragnął było takie nierealne. Ten szkarłat śnił mu się po nocach. Była jedynym czego potrzebował. Tylko jedna przeszkoda stawała mu na drodze. Ogromna przeszkoda. Przeszłość. To przeszłość była tym czego się wstydził. To ona skaziła jego życie. Nie mógł pozwolić, aby więcej osób przez to cierpiało. Był naiwny i musiał za to zapłacić. Za błędy się płaci. Ona już doświadczyła wystarczająco dużo krzywd z jego strony. Nie mógł zrobić tego po raz kolejny. Bolało. To go strasznie bolało.
  Usiadł na moście prowadzącym na drugą stronę rzeki, zwieszając z niego nogi. Zdjął kaptur i chustę, ukazując czerwony tatuaż otaczający jego oko. Nie miał już siły. Nie chodziło o ból nóg czy nawet zmęczenie kilkudniową podróżą. Był zmęczony ciągłym udawaniem, tłumieniem własnych uczuć, ale wiedział, że robi to dla jej dobra. Gdyby był z nią przypominałby jej tylko o dawnych ranach. O śmierci. Wiedziałaby o tym, że to jego wina. Bolało by ją to gorzej niż jego. A ona jest niewinna. Cierpiał za przeszłość, której nic już nie zmieni. Teraz mógł tylko próbować odkupić swoje winy.
  Łzy powoli skapywały z jego brązowych oczu, rozbijając się o powierzchnie wody. Pozwolił sobie na chwile słabości. Tylko chwile. Zawiesił głowę i zakrył ją rękami. Był pogrążony w myślach, które jedna po drugiej przepływając przez jego głowę sprawiając coraz większy ból. Miliony wspomnień, które były jak sól na jego rany.
  Chwila przedłużała się niemiłosiernie. Musiał ruszać w dalszą drogę. Otarł ostatnią lśniącą krople spływającą po twarzy, opanował emocje i wstał. Zawiesił swoje spojrzenie na wizerunku księżyca by pozbyć się resztek myśli. Wypełnił swoje myśli jego pięknem, odetchnął głęboko czystym, świeżym powietrzem, kojąc swój smutek.
  Odwrócił się, a uczucia powróciły ze zdwojoną siłą. Stała przed nim. Jej wspaniałe, szkarłatne włosy powiewały delikatnie na wietrze. Dziewczyna patrzyła na niego z trudem powstrzymując łzy. Z szoku chciał się cofnąć, ale barierka mostu tylko mocniej wbiła się w jego plecy. Zbliżyła się się do niego, nie mówiąc nic. Wiedział, że musi coś zrobić. Ich usta zbliżały się do siebie nieuchronnie.
- Zapomniałaś, że mam narzeczoną? - Powiedział jednym tchem do jej ucha, wymijając usta dziewczyny i przerywając czarodziejską chwile.
  Oddaliła się od niego kilka cemtymetrów i spojrzała głęboko w oczy chłopaka.
- Wszystko, tylko nie kłam.
  Samotna łza spłynęła po jej policzku. Była słaba, słaba przez niego. Już miała się odwrócić i pobiec do gildii, gdy silna dłoń chwyciła jej podbródek. Niebieskowłowsy nie mógł się już dłużej powstrzymać. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Przyciągnął ją bliżej, obejmując w pasie. Dziewczyna delikatnie zarzuciła mu ręce na szyje. Legendarna Tytania Erza Scarlet i jeden z największych  przestępców Fiore,  Jellal Fernandes. Co ich łączyło? Nie chciał jej już więcej zostawiać, ale jego grzechy jeszcze nie zostały odkupione. Delikatnie odepchnął ją od siebie.
-Wróce... - powiedział cicho, ledwo słyszalnie i zniknął.
- Wiem - szepnęła dziewczyna jakby do siebie, spuszczając głowę i nikle się uśmiechając.

  Tajemniczy mężczyzna, w czarnej pelerynie, biegł ulicami Magnoli. Silny wiatr rozwiewał niebieskie kosmyki jego włosów, wystające z pod kaptura. Przystojna twarz była do połowy zakryta kawałkiem czarnego materiału. Jego bystre oczy wypełnione nadzieją wpatrywały się w horyzont. Odgłos butów uderzających o bruk i jego przyśpieszony oddech były jedynymi dźwiękami rozbrzmiewającymi w okolicy.
  Gdzie podążał? Odkupić swoje grzechy. Jak? Jeszcze nie wiedział, ale musiał to zrobić dla niej. Kiedy? Jak najszybciej. Czemu? Bo ją kochał...

★★★★★★★★★
Trochę z innej beczki 
Średnio to wyszło, ale to tylko taki przerywnik
Rozdziały staram się wyrzucać co tydzień
:D

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział II - Imprezowe Fairy Tail

   Dzień zaczął się niezwykle przyjemnie. Przebijające się przez budynki słońce oświetliło moją twarz, wyrywając mnie ze snu. Wstałam, przeciągając się leniwie. W pokoju panował straszny bałagan. Przekroczyłam porozrzucane ubrania i udałam się wprost do łazienki, żeby pobyć się mgły spowijającej mój umysł.
  Poprzedniego dnia film urwał mi się jeszcze przed wejściem do domu. Więc Gray pewnie musiał mnie do niego wnieść. Uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy pomyślałam o tym jakich mam wspaniałych przyjaciół.
   Wyszłam z łazienki gotowa do działania. W gildii miałam się stawić o dwunastej, więc miałam jeszcze trochę czasu.
  Zaczęłam od śniadania. Włączyłam radio i cicho nucąc, zaczęłam wybijać jajka. Po chwili w kuchni unosił się przyjemny zapach jajecznicy. Pochłaniając kolejną jej porcję, zastanawiałam się co włożyć na popołudniową imprezę. Już z pełnym brzuchem podeszłam do szafy, rozmyślając intensywnie. Wybrałam z niej  czarna spódniczkę i czerwoną bluzkę odkrywającą brzuch. Przyglądałam sięim przez chwilę badawczo, przymierzyłam i z uśmiechem zatwierdziłam swój własny pomysł. Włosy wyjątkowo rozpuściłam. Do paska przypięłam moje klucze w pasującym czerwonym futerale, a całość dopełniłam czarnymi szpilkami.W końcu z takiej okazji można się trochę poświecić.
  Z domu wyszłam nie całe pół godziny przed południem. Stukając obcasami, szybkim krokiem, podążyłam w stronę znanej mi cukierni. Gdy weszłam do sklepu moim oczom ukazały się tuziny słodkości. Podeszłam do lady, a sprzedawczyni z uśmiechem podała mi zamówione wczoraj ciasto. Było zapakowane w szczelne pudełko i papier prezentowy, a mimo to czułam jego słodki zapach. Nie mogłam się powstrzymać od kupienia jeszcze choćby małego ciasteczka dla siebie. Po długim wpatrywaniu i ślinieniu się do wystawki wybrałam małą różowa beze, która mimo iż nie droga wyglądała obiecująco. Po zapłaceniu należności za słodkości z ciężkim sercem zaczęłam kierować się do gildii.
Gdy tak maszerowałam skupiona na stawianiu kroków na nierównej drodze i zachwycona słodkością rozpływającą się w ustach, kątem oka zauważyłam coś różowego. Szybko podniosłam głowę i zobaczyłam Natsu... mijającego mnie bez słowa.
- Hej Natsu - krzyknęła za nim, ucieszona, że w końcu go spotkałam.
  Odwrócił się, zatrzymał i ze zdziwieniem patrzył na mnie.Widać było, że przerwałam mu rozmyślania nad czymś ważnym.
- Cz-cześć Lucy.Yyy... Gomen'nasai spieszę się, zobaczymy się w gildii.
  Obrócił się na piecie, machnął ręką i zniknął za rogiem.
  Zignorowałam zachowanie chłopaka i po chwili prawie wbiegłam do gildii. Byłam trochę spóźniona, ale po budynku dalej krzątało się mnóstwo osób.
- Tutaj Lucy! Chód mi pomóż! - usłyszałam dobrze mi znany głos Miry, dobiegający zza lady.
  Siadłam na wysokim krześle i przyglądałam się poczynaniom przyjaciółki. Dziewczyna z zapałem upychała coś  niebieskiego do ogromnego pudła.
- W samą porę. Proszę pomóż mi zakleić ten prezent. Lada chwila odezwie się Warren. A my jeszcze nie jesteśmy gotowi.- Mówiła szybko z delikatną paniką w głosie.
- Hem? Warren? Co jest w środku? - Przeskoczyłam szybkim susem przez ladę i zaczęłam zaklejać prezent.
-Nie ma czasu na wyjaśnienia.Warren stoi na straży. Ma nas ostrzec, jeśli Erza będzie się zbliżać. Szybciej Lucy!
  Błyskawicznie uwinęłyśmy się z pakunkiem, a Elfman położył go obok reszty prezentów. Dołożyłam również coś od siebie.
  Nie minęła minuta, a po gildii rozniósł się donośny głos Mirajane.
-Erza idzie !!!
  Aż zadzwonił o mi w uszach.Nieco zszokowana zaczęła rozglądać się dookoła. Najwidoczniej wszystko było już ustalone. Każdy zajął wyznaczone miejsce. Budynek jakby opustoszał, zostało tylko kilka osób siedzących przy stolikach i udających znudzenie.
  Czyjaś silna ręka wciągnęła mnie za bar. Tym razem moje szpilki nie zdały egzaminu.Wpadłam na Grey'a i leżąc na nim o mało co nie zaczęła się śmiać, jednak chłopak w porę zakrył mi usta, ze zmieszaniem wpatrując się w moją twarz, która znajdowała się niebezpiecznie blisko jego. To było nawet zabawne do momentu, aż zobaczyłam wściekłą twarz Juvi, ukrywającej się kawałek od nas.Spojrzałam znacząco na chłopaka leżącego pode mną, a potem na Mirę stojącą obok. Mieliśmy problem. Jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, rozpięta się tu burza z piorunami gorszymi od tych Laxusa.
  Na szczęście kelnerka szybko domyśliła się o co chodzi. Stanęła przed wściekła dziewczyną i pokazała jej zdjęcie Grey'a trzymającego róże w ręce, wyciągniętej w stronę fotografa, (nikt, nigdy nie odważył się wnikać w historie tej fotografii) przechowywane właśnie na takie okazje.Wodna panna od razu się rozpromieniła, a ja korzystając z chwili jej nieuwagi sturlałam się z maga lodu, zszokowanego już kompletnie tą sytuacją.
  Chwile potem usłyszeliśmy trzask drzwi.Wstrzymałam oddech. Grey prychnął cicho w reakcji na moja minę. Jedna z moich dłoni wylądowała na jego ustach zaś druga na moich własnych. Ciężkie kroki kierowały się w naszą stronę.
- Spóźniłeś się Natsu - Mira próbowała zachować spokój.
  Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej tak to wyglądało. Na  prawdę serce zaczęto walić mi jeszcze mocniej.
- Mamy jeszcze jakieś 45 sekund, widziałem jak Erza wychodzi z dormitorium. - mruknął od niechcenia, kierując się do kryjówki, odprowadzany wściekłym wzrokiem Mirajane.
  Dziewczyna chciała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik i nienawidziła, gdy ktoś jej w tym przeszkadzał, a Natsu właśnie w tym był najlepszy.
  Chłopak posłał tylko nikły uśmiech w naszą stronę i usiadł na samym końcu baru. Za dobrze go znam, żeby sądzić, że ten uśmiech był szczery.
  Grey mruknął coś, ale moja ręka zagłuszyła dźwięk.Zapomniałam o niej całkiem. Delikatnie ją teraz opuściłam i szeptem przeprosiłam chłopaka.
  Po chwili ciche skrzypnięcie wypełniło gildie.Teraz to na pewno była Erza.
  Plan był prosty.
1. Czekamy, aż szkarłatnowłosa znajdzie się w gildii.
2. Wyskakujemy i krzyczymy "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ERZA"
3. Zaczynamy śpiewać urodzinowe piosenki typu "sto lat" itd.
  Problem w tym, że Scarlet to jednak Scarlet i nigdy nie wiadomo co z tego może wyniknąć. Dziewczyna mogłaby, na przykład zrobić szybką podmianę i zanim się obejrzymy pół gildii skończy bez głów, albo bez innych części ciała.
  Wszyscy drżeli ze strachu.Mira zaczęła pokazywać na palcach liczby.
3..
- Hej Mira.
2...
- ...Masz może ciast truskawkowe?
1...
- Nie, mam coś lepszego.
- STO LAT ERZA!! - wykrzyknęła cała gildia jednocześnie.
  Dziewczyna, siedząca na wysokim taborecie, zrobiła wielkie oczy i odchyliła się gwałtownie do tyłu. Jej nogi znalazły się w górze i usłyszeliśmy głuche łupnięcie ciała spadającego na podłogę.Tego się nie spodziewaliśmy. Mieliśmy przerąbane. Wstrzymałam oddech. Wszyscy zbledli do granic możliwości. Ci, których nie sparaliżował strach, próbowali wymknąć się niezauważeni z budynku.
- Raz. Dwa.Trzy. Nokaut! Uwaga proszę państwa wielka Erza została znokautowana. Uczcijmy to imprezką!!
  Natsu stał nad Tytanią i śmiał się beztrosko. Ten to zawsze ma wyczucie. Żegnaj Dragneel...
  Dziewczyna próbowała wstać, ale... zaczęła śmiać się tak bardzo, że opuściły ją wszystkie siły.Odetchnęliśmy z ulgą. To jeszcze nie nasz koniec. Różowowłosy podał rękę dziewczynie i uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił. Tym razem był to całkowicie szczery uśmiech.
  Gildia wypełniła się śmiechem i zapachem alkoholu. Gray zaczął kłócić się z Natsu. Juvia przyglądała się swojemu wybrankowi z zachwytem. Cana wyzywała kolejne osoby do pojedynku w piciu. Gajeel naśmiewał się z Levy. Mirajane z uśmiechem stała za barem, co chwile wydając nowe porcje sake. Lissana i Elfman rozmawiali gdzieś z boku, śmiejąc się z czegoś. Exceedy latały wesoło nad naszymi głowami. Mistrz siedział tradycyjnie na swoim miejscu, przyglądając się swoim "dzieciom"  i z zadowoleniem popijając alkohol. Całą gildię wypełniała radość. Stare, dobre Fairy Tail. Moja rodzina.
  Zabawa trwała w najlepsze. Ale czy ktoś pamiętał o prezentach?
  Może jednak uda mi się zagarnąć ciasto dla siebie? A może Erza się podzieli?
  Usiadłam koło mocno już ciachniętej, czerwonowłosej dziewczyny pijącej z Caną.
- Erzuś nie chcesz otworzyć prezentów? - zapytałam cichutko, szczerząc się do niej.
  Scarlet oderwała się od kufla i zrobiła minę, która wskazywała na to... w sumie na nic nie wskazywała. Tytania po prostu się schlała. Gdy jej odrobinę nieobecny wzrok odnalazł moją twarz, uśmięchneła się i zaczęła zastanawiać się nad czymś bardzo intensywnie. Po chwili jednak z powrotem wróciła do kufla i łapczywie wypiła resztę napoju.
  No tak.To była przegrana sprawa. Ruszyłam wolnym krokiem, uważając, by szpilkami nie nadepnąć na kogoś leżącego na podłodze. Trochę dwoiło mi się w oczach. Wypiłam tylko kilka kufli. Wzrokiem błądziłam po wnętrzu szukając kogoś zdatnego do rozmowy. Duża część członków gildii leżała już, nieprzytomna na podłodze. Gromowładni zwineli się do domu przed drugą. Bisca i Alzack odpadli już na samym początku ze względu na Asuke. Gajeel odniósł śpiącą Levi,Wendy,Carle i swojego kota do domów, a sam też gdzieś zaginął. Elfman, jako mężczyzna, pił razem z Caną i Erzą. Lissana i Natsu kleili się do siebie gdzieś w kącie. Gray bezuczuciowo odganiał się, od rozpływającej się Juvie. Mira przyglądała się wszystkiemu polerując kufle i sprzątając bar. Podeszłam do niej z nadzieją na rozmowę.
-Miruś otworzymy prezenty? - spytała z nadzieją.
 Oczy białowłosej zrobiły się wielkie jak spodki. Z lękiem spojrzała na górę pudeł, leżących z boku sali. kufel niemal wypadł jej z ręki. Aż tak przeraziły ją nierozpakowane prezenty?
-Mistrzu..! - niemal wykrzyknęła - Z resztą nie ważne... - dokończyła zrezygnowana, gdy dostrzegła, że Maracov leżał ułożony wygodnie na podłodze za barem.
- Luce, chyba mamy problem. Musisz mi znów pomóc, proszę - widziałam powagę na jej twarzy i prośbę w jej oczach. Nie mogłam jej odmówić.
  Chwyciłam się lady, chwiejąc się na szpilkach, które nagle stały się bardzo niestabilne. Próbowałam wyczytać coś z jej twarzy, ale domyśliłam się tylko, że w jednym z pudeł musi być coś ważnego. No na przykład moje ciasto. Cholera, mogłam je zjeść. Nikt by się nie zorientował.
- O co chodzi? - odezwałam się w końcu po chwili namysłu.
- Musimy jak najszybciej otworzyć prezenty.
- Ale Erza nie kontaktuje, nikt już dzisiaj nie kontaktuje. Zostałyśmy tylko my, samotne- podparłam, głowę na rękach. Nagle zrobiło mi się jakoś smutno.
Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę chłopaków.
- Gray, jeszcze w miarę ogarnia, Natsu odleciał, nie ma bata, nie damy rady - jojczyłam, niemal spływając z lady.
- Gray jest w niezłej formie, Natsu zaraz wytrzeźwieje, szybko spala alkochol. Niestety musimy ich odciągnąć od romansów. Są nam potrzebni. A teraz słuchaj...
  Skupiłam całą swoją uwagę na tym by zrozumieć plan Miry. Wszystko było w miarę jasne. Najważniejsze to doprowadzić Scarlet do porządku. Tym zajęła się białowłosa. Ja miałam zająć się Gray'em, Natsu i resztą niedobitków.
  Ściągnęła buty i podeszła do maga lodu. Na jego kolanach spała niebieskowłosa dziewczyna, a on siedział z zamkniętymi oczami i rękami zaplecionymi za głową.Trudno mi było zepsuć ten słodki obrazek. Ale obowiązek to obowiązek.
- Grey? - szepnęłam, upewniając się czy na pewno nie śpi.
- Co jest? -mruknął ospale, otwierając oczy
- Mamy mały problem i cię potrzebujemy
  Chłopak przeciągnął się, spojrzał na dziewczynę leżącą na jego udach i trochę się wzdrygnął. Uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo. Odwzajemnił uśmiech i ostrożnie zdjął głowę Juvi z nóg.
- A więc o co chodzi? - zapytał wstając
  Streściłam mu sytuacje, a on błyskawicznie udał się w stronę Mirajane.
  Ja natomiast podeszłam na palcach do Natsu i śpiącej na jego torsie dziewczyny. Szturchnełam chłopaka delikatnie nogą. Zero reakcji.
- Natsuu - powiedziałam trochę głośniej niż powinna, pochylają się nad nim.
  Lissana poruszyła się niespokojnie. Smoczy zabójca gwałtownie otworzył oczy i spojrzał w moje brązowe tęczówki. Chwile potem jednak jego wzrok uciekł niżej. Wyprostowałam się i kopnęłam go mocniej niż wcześniej.
- Wstawaj zboczeńcu. Potrzebujemy cię.
  Było już dobrze po trzeciej, gdy wszyscy, którzy byli jeszcze zdolni ustać na nogach, zebrali się wokół Erzy otrzeźwionej przez magów. Miało się właśnie odbyć rozpakowywanie prezentów urodzinowych. Scarlet podeszła do największego z pudeł. Kucnęła przy nim i usiłując się chwile z papierem zaczęła otwierać pakunek. To co zobaczyła w środku przeszło jej najśmielsze oczekiwania...


★★★★★★★★★★
Chyba domyślacie się co mogło tak za chwycić Erze :p
Chętnie 'wysłucham' wszelkich:
Rad
Pomysłów
Uwag
Itd.
Zachęca do komentowania
Nie gryze ;3
EDIT: Chyba wszystkie błędy poprawione :D
Względnie brak przecinków ;)
Mam nadzieje że wybaczycie :*