niedziela, 21 grudnia 2014

rozdział VI - Mrok


 Obudziłam się czując niesamowite pragnienie i suchość w ustach. Podniosłam się i chwyciłam za głowę. Pulsujący ból rozchodził się po całej mojej czaszce.
"O - kur - wa - mo - ja - gło - wa" To jedyne co przychodziło mi na myśl.
 Sięgnęła po szklankę stojącą koło łóżka i wypiłam duszkiem całą wodę, jaka się w niej znajdowała, po czym z powrotem opadłam na miękką poduszkę. Przyglądałam się sufitowi, próbując ocenić swoją sytuacje.
  Była pierwsza po południu. Sobota. Strasznie mnie suszyło, a głowa mogła lada chwila wybuchnąć. Po prostu miałam niemiłosiernego kaca. Dodatkowo bolała mnie każda partia ciała, a skóra lepiła się od brudu. Byłam przykryta cienkim kocem. Moja bluzka była w strzępach i zostałam w samych majtkach. Zamknęłam oczy i skupiłam myśli. Na wpół przesiąknięte krwią bandarze, owijały się wokół mojego brzucha i uda.
  Ja pierdole, co ja wczoraj do robiłam?
  Powoli przypominałam sobie fragmenty z poprzedniego dnia. Nie potrafiłam złączyć ich w logiczną całość. Co się do chlory działo? Grey. Musiałam z nim pogadać. Mam nadzieje, że wszystko pamięta. Był ze mną chyba przez większość czasu. Zaniósł mnie do domu?
  Na moich policzkach pojawił się rumieniec. Przecież jestem prawie naga. Nigdy więcej alkoholu. Ze wstydu zakryłam twarz rękami i skupiłam się na pragnieniu kąpieli.
  Postanowiłam dla bezpieczeństwa zostać w domu. Z trudem wstałam z łóżka, o mało co przy tym nie wymiotując. Udałam się pod prysznic. Bezużyteczne resztki ubrań i bandaże wyrzuciłam do kosza. Powoli weszła pod ciepły strumień. Zacisnęłam zęby. Mnóstwo zadrapań i płytkich ran piekło w kontakcie z wodą. Te głębokie i stopy, na których ledwo potrafiłam się utrzymać, natomiast paliły żywym ogniem. Szybko skończyłam kąpiel. Zmieniłam opatrunki i wyszłam z łazienki. Przebrałam się w szare dresy i luźną koszulkę. Mój żołądek domagał się posiłku, ale na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze. Wzięła butelkę wody i wróciłam na wygodny materac jednak ból nie pozwalał mi zasnąć.
  Powoli docierało do mnie co się wczoraj działo. Pamiętałam już niemal wszystko do momentu, gdy usnęłam na ramieniu Fullbuster'a. Może lepiej by było, gdybym jednak sobie nie przypomniała. Ile ja w ogóle wypiłam?. Za dużo. Nakryłam głowę kocem chowając się przed światem. Będzie lepiej jeśli nie będę pokazywać się w gildii w najbliższym czasie. Mam nadzieje, że większość była w gorszym stanie niż ja. Nie mogłam po prostu zaliczyć zgona jak wszyscy?
   Leżałam, próbując, skupić się na czymś innym niż ból i wstyd. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Błyskawicznie podniosłam się z łóżka, czując kolejną fale cierpienia i odpływ krwi od mózgu. W progu stanęła postać zwiastująca kłopoty. Właścicielka. Wciągnęłam głośno powietrze. Zapomniałam o czynszu, a następnego dnia mijał termin zapłaty. Połowę kasy wydałam na prezent dla Erzy, którego pewnie nawet nie otworzyła.
-Gemen'asai gomen'asai zapłacę jutro! obiecuje! - wykrzyczałam, zamykając oczy i czekając na kare. Nic się jednak nie stało. Powoli uchyliłam powieki. Dostrzegłam jej pełny politowania wzrok. Musiałam wyglądać naprawdę strasznie.
- Masz czas do wtorku.
  Wyszła trzaskając drzwiami. Choć nie było tego widać na pierwszy rzut oka, była dobrą kobietą.
  Z ulgą wróciłam do poprzedniej pozycji. Zaćmiony umysł nie pozwalał mi myśleć. Musiałam spłacić zaległość, ale nie miałam pomysłu jak to zrobić. Nie mogłam udać się na misje w takim stanie.
  Może pożyczyć? To chyba jedyny sposób. Jak tylko dojdę do siebie oddam z nawiązką. No to teraz tylko od kogo? Erza? Nie. W sumie boje się nawet zapytać. Natsu? Chyba jest na mnie zły. Muszę koniecznie z nim pogadać , ale jeszcze nie teraz. Grey? Pomógł mi wczoraj to chyba wystarczająco. Nie mogę go tak wykorzystywać. Ojoj. Może Levy? Ostatnio była na misji z Gajeel'em. Ona zawsze ratuje mnie z opresji.
  Zdecydowałam, że zapytam niebieskowlosej. Z trudem przewróciłam się na drugi bok. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła trzecia. Było pewne, że tego dnia nie zrobię nic pożytecznego. Po raz kolejny zaburczało mi w brzuchu.
  Co mogę zjeść, żeby tego zaraz nie zwrócić? Dobrze żeby było to coś dobrego na kaca. Nie miałam żadnych pomysłówna ani wiadomości ten temat. Jedyną szansą jest Crux. Rozejrzałam się po pokoju.
 Gdzie ja je... Zgubiłam? Serce zabiło mi szybciej. Brałam je wczoraj ze sobą do gildii. Musiałam mieć je przy pasku od spódniczki. To nie mogła być prawda. Nie, nie, nie, nie, nie. Z przerażeniem zaczęła przeszukiwać pomieszczenie.
  Po dwóch godzinach skończyły mi się pomysły, a kluczy dalej nie znalazłam. W moich oczach połyskiwały się łzy. Ostatni raz przeczesałam pokój i usiadłam bezsilnie na łóżku. Podparłam głowę na rękach, a ogromne krople zmoczyły spodnie, zmieniając ich kolor na ciemniejszy.
  Gdzie one jeszcze mogą być?
  Przypominałam sobie po kolei wszystkie miejsca, w których wczoraj byłam. Miałam trzy opcje. Gildia, ulica albo rzeka. Wyjrzałam przez okno, w które uderzały duże krople, wybijając swój własny rytm. W oddali, za budynkami i ścianą deszczu, mogłam dostrzec dach Fairy Tail. Tam postanowiłam zacząć poszukiwania.
  Ubrałam trampki i wybiegłam, zakładając w miedzy czasie czarną bluzę z kapturem.
  Przemierzałam ulice Magnolii szybkim krokiem, rozglądając się czujnie wokół siebie. W butach przelewała mi się woda, wydająca zabawny dźwięk przy każdym kroku. Po moich policzkach spływały łzy, ale skutecznie maskował je deszcz. Moje ubrania były doszczętnie przemoczone, a rany się otworzyły, ale nie zwracałam na to większej uwagi. W tym momencie liczyły się tylko moje gwiezdne duchy.
  Z rozpędu wpadłam do gildii i bez słowa usiadłam koło Levy czytąjacej książkę. Dziewczyna podniosła wzrok znad lektury i spanikowana patrzyła na krople spływające po moich policzkach.
-Zgubiłam... - mruknęłam załamującym się głosem, a nowa fala łez wypłynęła z moich oczu.
- Lu? Co zgubiłaś? - Zapytała próbując zachować spokój.
- Klucze - odrzekłam ledwo dosłyszalnie.
  Mcgarden zakryła usta dłońmi i gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Ale gdzie je zgubiłaś?
- Gdybym widziała to bym je znalazła - wybuchłam.
  Moja głowa z hukiem uderzyła w stół, z gardła wydarł się jęk rozpaczy, a potem cichy szloch. Niebieskowlosa usiadła obok i mnie przytulia. Mimo iż była mała jej ramiona skutecznie mnie uspokoiły.
  Lubiłam tą dziewczynę. Z resztą kto jej nie lubił? Zawsze miła i uśmiechnięta. Szalenie inteligentna. Mały człowieczek, który zawsze wszystkich pocieszał.
   Minęło kilka minut zanim się opanowałam. Czułam nieokreśloną bezradność. Odsunęłam się od dziewczyny i spojrzałam na jej zamyśloną twarz.
- O czym myślisz Levy? - zapytałam, ocierając resztki łez.
- Ciii... - ucieszyła mnie dodatkowo ruchem ręki.
  Widziałam, że próbuje sobie coś przypomnieć. Poczekałam chwile z zaciekawieniem przypatrując się jej skupionym oczom.
- Natsu miał chyba...
Resztę jej słów zagłuszył trzask drzwi. Wybiegłam naprzeciw zachodzącemu słońcu, które właśnie przebiło się przez chmury. Rozejrzałam się wokół siebie, zastanawiając się gdzie tak właściwie mam iść.
  Moje serce napełniła nowa nadzieja. Zrzuciłam z głowy kaptur i wycisnęłam wodę z włosów. Czułam ból na całym ciele i lepkość mokrego materiału. Zignorowałam to i ruszyłam biegiem w stronę domku Natsu.



Kilka godzin wcześniej:


- Kłamiesz!
  Natsu podniósł się gwałtownie odrzucając stół na bok i podpalając swoje ciało. Zacisnął pięści i ugiął nogi szykując się do walki. Jego oczy płonęły rządzą zemsty. Tego było już za dużo. Grey, który był dla niego jak brat, stał się jego wrogiem.
- Zamknij się! Nic nie wiesz!
  Fullbuster również wstał z miejsca przyjmując pozycje do ataku. Powietrze wokół niego stało się lodowato zimne, a osoby w gildii zadrżały. Salamander, który był dla niego jak brat, uważał go za wroga.
  Napięcie między magami rosło z każda sekundą, a walka stawała się nieuchronna. Mierzyli się spojrzeniami.
- Przestańcie!
  Mirajane stanęła między chłopcami, próbując złagodzić sytuacje.
- Jeśli chcecie się bić, to wyjdźcie na zewnątrz.
 Miała nadzieje, że dzięki temu trochę ochłoną, albo przynajmniej nic nie zniszczą. Zwątpiła, gdy napotkała wzrok Natsu. Zadrżała. Wyczuwała, że to nie będzie zwykła walka.
  Zaczęła się o nich martwić. Ostatnio im się nie układało. Zaraz po turnieju magicznym ich przyjacielskie bijatyki zmieniały się w prawdziwe wojny o przetrwanie. Przekomarzanki słowne przybierały coraz częściej formę prawdziwych kłótni. Dawne wyzywające spojrzenia teraz były zapowiedzią walki na śmierć i życie.
- Wyjdźcie - powiedziała stanowczo białowłosa, wskazując palcem drzwi i odwracając wzrok.
  Magowie opuścili budynek. Kierowali się w stronę pobliskiego pola. Członkowie gildii odprowadzili ich drwiącymi spojrzeniami, nie wyczuwając zagrożenia.
  Kelnerka posłała znaczące spojrzenie w stronę mistrza, który tylko spakajająco kiwnął głową.
  Znowu stali naprzeciw siebie, nie zwracając uwagi na deszcz, który zmoczył ich ubrania. Strużki wody spływały po ich twarzach, a ubrania przyklejały się do ciała. Byli sami. Napięcie osiągało swój szczyt. Ostatni raz zmierzyli się spojrzeniami. Głęboko w umyśle maga lodu czaił się strach przed Dragneel'em. Znał możliwości swojego przeciwnika. Teraz, gdy obwiniał go o zdradę przyjaciół, był go w stanie nawet zabić.
- Zawiodłem się na tobie Fullbuster. - rzekł różowołosy niespotykanie poważnie, przekrzykując dzielącą ich odległośc i szum deszczu.
  Jego kamienna twarz nie wyrażała emocji. Tylko w oczach, nawet z daleka, można było dostrzec obietnice szybkiej śmierci.
- Co ty odpierdalasz Natsu? - zapytał Grey, delikatnie drżącym głosem, opuszczając na chwile gardę, by pokazać przyjacielowi, że nie chce wojny.
- Daje ci nauczkę!
  Smoczy zabójca wybił się z podłoża, błyskawicznie pokonał metry dzielące go od celu. Płonąca ręka uderzyła w twarz ciemnowłosego, który nie zdążył sparować ciosu. Chłopak przeleciał kilka metrów i wylądował na ugiętych nogach, żłobiąc podłużne wgłębienia w ziemi. Podparł się lewą ręką o podłoże, a prawą z cichym chrzęstem nastawił szczękę. Jego oczy przysłaniała zbyt długa, mokra grzywka, która rzucała cień na przystojną twarz. Fullbuster szybkim ruchem zerwał z siebie bluzkę, ukazując idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Sytuacja stała się poważną.
  Sekundy się dłużyły. Magowie skupiali się na swoich oddechach. Czuli każda krople spływającą po swoim ciele i najdelikatniejszy podmuch wiatru. Próbowali odgadnąć swoje zamiary. Myśli różowowłosego ograniczały się do nienawiści do Fullbustera i wyczucia jego następnego ruchu. Grey czekał na idealny moment do ataku. Nie chciał zranić przyjaciela, ale wiedział, że przegrana tym razem może oznaczać śmierć. Znał Natsu na wylot. Ostatnio działo się z nim coś dziwnego. Nie potrzebnie w ogóle zaczynał tą walkę. Teraz żałował.
- Czemu ty mnie nigdy nie słuchasz? - mruknął zimno.
  Mag lodu przymknął na moment oczy i odepchnął się stopami od ziemi wyskakując wysoko nad głowę Salamandra. W jego dłoniach pojawiły się półtorametrowe miecze stworzone z lodu. Celował w nogi by zapewnić sobie wygraną bez zadawania niepotrzebnych obrażeń chłopakowi. Był jednak z byt wolny.
  Smoczy Zabójca spojrzał do góry, głęboko w jego oczy i chwycił miecze, które od razu zamieniły się w wodę. Grey wylądował na ziemi obok Natsu i odbiegł szybko na bezpieczną odległość. Stanął do niego tyłem nie chcąc ponownie widzieć tego spojrzenia przepełnionego żalem, smutkiem i... no właśnie co to było?
- W co ty grasz Gray? - zapytał jakby ze smutkiem Salamander.
- A ty w co grasz Natsu? - odpowiedział mu pytaniem przez ramie.
- Przeleciałeś Lucy, chodź dobrze wiesz, że nie tykamy lasek z własnej gildii- mówił  z wyrzutem Dragneel zbliżając się do maga lodu. - Złamałeś zasadę i nie pozwalasz się ukarać.
   Natsu, co jest kurwa z tobą? To nie ty! Ty byś tak nigdy nie powiedział. Ale ciało i moc przede mną były z całą pewnością mojego najlepszego kumpla.
- Przestań. To nie tak... - Brunet odwrócił się do Salamandra i ponownie spojrzał głęboko w jego zielone oczy. Widział w nich prawie niezauważalne wahanie.
- A jak? Wiem co widziałem. Byłem tam potem. Chciałem tylko... - Opuścił na chwile głowę - I jeszcze to... - Różowowłosy wskazał z wyrzutem na długie zadrapania na torsie przyjaciela. Fullbuster z rozdrażnieniem odepchnął jego rękę.
- To nie tak Natsu!! Czemu ty mnie nigdy nie słuchasz?
- Słucham cię, ale ci nie wierze. - powaga przepełniała jego głos.
  Ciemnowłosy opadł na kolana, podnosząc ręce w geście oddania i spojrzał w górę na przyjaciela.
- Jeśli chcesz to mnie zabij. Ale między mną, a Lucy... - szukał tej odrobiny zwątpienia, która jeszcze przed chwilą dostrzegał, ale jego oczy były teraz... - ...nic nie zaszło. - dokończył jednym tchem i opuścił z przerażeniem głowę. Jego oddech przyśpieszył, a ręce zaczęły drżeć. Kurwa. To koniec.
- Łżesz! - krzyknął Dragneel wymierzając ognistego kopniaka, klęczącemu przed nim chłopakowi, posyłając go na pobliskie drzewo.
   Wokół rozniósł się chrzęst łamanych kości, a potem zapanowała całkowita cisza.
Widział tylko ciemność. Opuściły go wszystkie siły. Walka trwała zaledwie kilka minut, a bolało go wszystko. Najbardziej serce. Zawiódł się na przyjacielu. Nie. To on zawiódł. Kolejny raz. Zniszczył jedyną dobrą rzecz w swoim życiu. Dopiero teraz uświadomił sobie co tak na prawdę zrobił. Wcześniej nie robiło mu to różnicy czy przeleci jedną laskę więcej. Z Lucy było inaczej. Całkiem inaczej.
  Obracał się powoli w nicości bez chęci życia. Z tej błogości wyrwał go krzyk.
- Zostaw mnie!
- Natsu co się z tobą dzieje? - mówiła dziewczyna łamiącym się głosem do chłopaka przyciśniętego jej ciężarem do ziemi. - Popatrz co mu zrobiłeś!
- Lepiej popatrz co on zrobił Lucy. Ktoś taki nie jest godzien należeć do Fairy Tail! - krzyczał różowowłosy
- Idioto!!! On jej nic nie zrobił! Widziałam ją dzisiaj w gildii.
- Przeleciał ją jak była pijana. Pewnie nie pamięta. - Jego twarz wykrzywił grymas złości i bólu.
  Erza szerzej otworzyła oczy i polóźniła uścisk, ale po chwili odzyskała rozum.
- On przecież nie... Przeginasz Natsu... Z resztą ona nie jest już księżniczką, którą trzeba bronić na każdym kroku. - warkneła do niego Scarlet.
  Z szeroko otwartych oczu chłopaka zaczęły płynąć łzy. Mimo deszczu, szkarłatnowłosa doskonale je widziała. I jeszcze te... Zadrżała.
- Nic nie rozumiesz! Idź się lepiej pieprzyć z Jellalem!Wszyscy jesteście tacy sami.
  Salamander zrzucił z siebie zszokowaną Tytanie i pobiegł w stronę lasu.
  Fullbuster nie miał odwagi się poruszyć. Patrzył tylko smutnymi oczami w rozjaśniające się powoli niebo. Nie zwracał uwagi leżą koło niego dziewczynę. Martwili się o swojego przyjaciela. O ostatnie wydarzenia w gildii. Gdzie się podział ten uśmiech, który gościł zawsze na twarzy Salamandra? Gdzie był chumor który wypełniał Fairy Tail? Niepokuj ogarniał ich serca i wyciskał łzy, które już po chwili przestali powstrzymywać...

 Po czasie, którego nikt nie mierzył:

- Widziałaś to? - zapytał cicho Grey, nadal leżąc na środku polany. Zachodzące słońce w końcu przebiło się przez gęste chmury. Deszcz ustał już dawno, pozostawiając tylko mokrą ziemie.
- Jego oczy... - mrukneła Tytania z przerażeniem, jakby czytając chłopakowi w myślach.
- Były czarne... - kontynuował Fullbuster.
- Czerwone...
- Co? - Grey podniósł się i oparł na łokciach. Utkwił wzrok gdzieś za horyzontem.
- Miał czerwone oczy...
- Całe, czarne jak smoła...- odrzekł z uporem Fullbuster
  Tytania podniosła się i siadła po turecku przed przyjecielem opuszczając głowę. Jej wzrok był jakiś nieobecny. Bezmyślnie skubała źdźbła trawy. Grey dołączył się do tego interesującego zajęcia. Minęło kilkadziesiąt minut zanim doszli do siebie.
- Czerwone tęczówki. Potem całe jego oczy ogarnęła ciemność - Przerwała nagle ciszę Tytania.
  Zadrżała na samo wspomnienie tego przenikliwego szkarłatnego spojrzenia i zalewającej go smolistej ciemności, obłedu. Czarna fala zasłaniająca przerażające czerwone tęczówki przepełnione żalem i bólem, napełniające niepokojem i smutkiem.
  Zapamiętała każdy najdrobniejszy szczegół mimo że trwało to zaledwie ulamek sekundy. Ten widok na dobre utkwił w jej głowie. Chciała krzyczeć i wygrywać włosy z głowy byleby tylko pozbyć się tego wspomnienia. Powstrzymywała się jednak całą siłą woli. Wiedziła, że jest to zapowiedź czegoś przerażającego. Czegoś co nastąpi niebawem i nie będzie przed tym ratunku.
- Tak głęboka, że można było w niej utonąć. I to uczucie...
  Ciarki przeszły po kręgosłupie Fullbustera. Ta ciemność, która wymazała z oczu przyjaciela wszelką litość, wspolczucie i wątpliwość... Nie była własnością Natsu. Pochodziła gdzieś z zewnątrz i wkradła się do jego serca. Ten widok zapamięta na zawsze. Niknącą nadzieje na życie. I ten przepełniony bólem wzrok zalany przez czarną fale nicości.
- Dzięki Erza. Gdyby nie ty...
- Nic by ci nie zrobił.
  Grey spojrzał pytająco na siedzącą koło niego szkarłatnowłosą dziewczynę.
- Przyszłam za późno... - Ze smutkiem spojrzała na Grey'a.
  Obwiniała się za stan przyjaciela. Zaschniętą już krew i duży siniak zdobiły jego prawy policzkek. Zlepione szkarłatną cieczą, mokre od deszczu włosy opadały ciężko na twarz Fubustera. Brudne, ciemne spodnie również nosiły liczne ślady walki. Jego oczy i twarz nabrały poważnego, przygnębionego wyrazu.
  Nie mogla znieść tego widoku. Spóściła wzrok, zakryła twarz dłońmi i kontynuowała.
- Stał nad tobą... Nic... Tylko... Stał i patrzył. Dopóki... Dopóki nie podeszłam - oddychała coraz ciężej - Nawet nie spojrzał w moją strone... Po prostu się podpalił... Chciał uderzyć... Ale... W ostatnim momencie... Zawachał się... Przewróciłam go i przygwoździłam do ziemi... Patrzył na mnie jakby nie wiedział o co chodzi... A potem... Lucy... Jego oczy... znowu... - mówiła urwanymi zdaniami Erza, jakby każde słowo sprawiało jej niezwykły ból.
- Wystarczy... - przerwał jej wypowiedź Grey
  Poczuła obejmujące ją zimne ramiona. Mimowolnie wtuliła się w nie. Chciała poczuć bezpieczeństwo. Tyle walk już przeżyła, tyle razy była na granicy śmierci, ale w życiu nie czuła się taka bezbronna jak wobec tej ciemności ukrytej w oczach jej przyjaciela...

********* 
Tej ciemności boi się nawet Tytania.
Kto już raz ją zobaczył, nigdy jej nie zapomni.
Samo jej wspomnienie naprawa obawą.
Kto się jej nie ulęknie?
Czy i tym razem miłość będzie ratunkiem?
Czy mrok ogarnie i twoje serce?
Odpowiedzi szukaj tam gdzie róże trwonią krwawe łzy.
Tak, tak
Nie boisz się, prawda?


★★★★★★★★
'czarne oczy 
Widzę czarne oczy 
To za mną kroczy 
Ze mną jest '
Laj laj laj
Uhhh.... nareszcie udało mi się dokończyć ten rozdział
Mam nadzieje, że się spodobał ;3
Przepraszam za wszelkie niedociągnięcia
Tak tak, nie umiem opisywać walk 
Nie doczekałam się żadnych podpowiedzi :c
Więc macie tu moje chore wymysły ;p
Mimo że święta to rozdział pojawi się z opóźnieniem
Coś schrzaniłam z fabułą i teraz muszę wymyślić jak  to naprawić XD
To do następnego ;) 

środa, 10 grudnia 2014

rozdział IV - Więcej nie pije


  Erza wpatrywała się wielkimi oczami we wnętrze kartonu, a potem zerwała się i niczym błyskawica wybiegła z gildii. Byłam szalenie ciekawa co spowodowało jej reakcje, ale nie miałam siły zrobić ani kroku. Bezwładnie opadłam na krzesło stojące koło mnie. Musiałam się napić. Już dawno przestałam liczyć kufle sake, które w siebie wlałam przez zdenerwowanie, podczas przygotowań. Ponownie pozbyłam się wysokich butów. Spięłam włosy w wygodny kucyk i duszkiem wypiłam kolejną porcje alkoholu, której zarzadałam od Mirajane. Dziewczyna spierała się chwile, martwiąc się o mój stan, ale w końcu ustąpiła. Zaczęło już świtać. Była czwarta, może piąta. Członkowie Fairy Tail zaczęli zbierać się z podłogi i leniwym, chwiejnym krokiem podążali do domów. Podparłam czoło na dłoniach i zamknęłam oczy. Nie potrafiłam jednak zasnąć. Przez dłuższy czas siedziałam bezczynnie, pogrążona w swoich chaotycznych myślach. Od czasu do czasu, skupiałam swoją uwagę na odgłosach pochodzących z gildii. Natsu całkowicie obudzony, biegał po budynku powodując hałas, który obudził by zmarłego. Po jakimś czasie do moich uszu dotarła tradycyjna kłótnia Salamandra i Gray'a.
- ...Z resztą ty i tak nie zrozumiesz. Idę do domu. Mam cię dość.- Mówił przyciszonym głosem mag lodu, odchodząc w stronę drzwi.
- Grey czekaj! - Krzyknęła Mira gdzieś zza lady.
- Co jeszcze? - warknął, prawie niedosłyszalnie.
- Mógłbyś zanieść kogoś do domu? Będzie dużo łatwiej sprzątać przy mniejszej liczbie osób pod nogami. - można było sobie wyobrazić jaki uśmiech zagościł na jej ustach.
- Pewnie - odpowiedział od niechcenia, prawdopodobnie rozglądając się po gildii.
  W budynku zostało dziewięć osób. Pomijając Mire i Bisce, która przyszła pomóc sprzątać zanim impreza w ogóle się skończyła, i mistrza oraz Elfmana, których raczej lepiej było zostawić w spokoju, trzebabyło wynieść stamtąd trzy dziewczyn. Najbliżej mieszkały Juvia i Lissana. Moje mieszkanie znajdowało się najdalej. Już miałam się podnieść, gdy donośny głos chłopaka zadzwonił mi w uszach.
- Ej zapalniczko, może byś pomógł. Dom Lucy masz po drodze. Ja wezmę Juvie i oszczędzimy sobie trudu.
- Chyba żartujesz. Jest za ciężka, minęła by wieczność zanim bym tam doszedł. - mruknął obrażony, a potem zaśmiał się beztrosko - Wezmę Lissane jest mniejsza.
  Postanowiłam im obojgu oszczędzić trudu. Ospale podniosłam głowę, przetarłam oczy i zamrugałam kilka razy żeby wyostrzyć wzrok.
- Mną się nie przejmujcie. Potrafię sobie sama poradzić.- mruknęłam uśmiechając się i próbując wyglądać na trzeźwą.
  Śmiech różowowłosego ucichł. Przeciągnęłam się, chwyciłam moje czarne szpilki  i machając im na pożegnanie przez ramię, chwiejny krokiem wyszła z budynku gildii.
  Szumiało mi w głowie. Za plecami słyszałam głosy magów kontynuujących kłótnie. Potykałam się o własne nogi i kamienie wystające z drogi, ale wytrwale trzymałam pion. Podążałam uparcie główną ulicą Magnoli, ignorując zdziwione spojrzenia mijających mnie ludzi. Na szczęście zważywszy na wczesną porę było ich niewielu. Gdy dotarłam do mostu, prowadzącego na drugą stronę rzeki, postanowiłam chwile odpocząć. Odłożyłam buty, z trudem wspięłam się na barierkę, usiadłam na niej i spuściłam nogi.
  Z zaciekawieniem patrzyłam na krew skapującą z moich stóp do błękitnej rzeki. Woda na kilka chwil zmieniała kolor, a potem zamazywała wszelki ślad po istnieniu szkarłatnej cieczy. Wschodzące słońce rzucało świetlne refleksy na delikatnie falującą tafle wody. Widok bez wątpienia był olśniewający. Krystalicznie czysta woda kusiła, obietnicą orzeźwiającej kąpieli. W pobliżu nikogo nie było. Dałam się przekonać lśniącej toni i zeskoczyłam wprost w jej odchłań.
- Lucyy!!! - usłyszałam gdzieś w oddali.
  Moje ciało przeszły ból, gdy uderzyłam o dno usiane ostrymi kamieniami. Z trudem wynurzyłam się na powierzchnie. Nad wodą przytrzymało mnie silne ramie.
- Dziewczyno co ty robisz?
  Gray wpatrywał się w moją twarz z przerażeniem. Oddychał ciężko. Jego czarne włosy były mokre, a po twarzy i torsie spływały strużki wody. Rzeka była dość płytka, więc stojąc woda sięgała mu trochę ponad pas. Oczywiście w między czasie pozbył się niemal wszystkich, swoich ciuchów. Odgarnęłam grzwkę z oczu i uwalniając się z jego ramion, roześmiałam się beztrosko. Przecież jeszcze nie dawno ratował mnie przed utonięciem w jeziorze.
- No co? Biorę kąpiel.
 Mój śmiech przekształcił się w histeryczny chichot, a potem w głośny płacz. Opadłam bezradnie do wody zanurzając się po samą szyje. Chłopak przypatrywał mi się chwile ze zdziwieniem i pochylił się nade mną. Przytuliłam się do jego zimnej klatki piersiowej. Po chwili odwzajemnił uścisk, a potem wziął mnie na ręce i wyszedł z wody.
  Przemierzaliśmy ulice Magnoli, odprowadzani zdziwionymi spojrzeniami. Fullbaster nie pozwolił mi iść o własnych siłach. Oplatałam rękami jego szyje. Dygotałam i pochlipywałam cicho.
- Gray? Nie jestem gruba, prawda?
  W moim głosie słychać było niezmierny smutek.
- Wariatka - powiedział z rozbawieniem, kręcąc głową.
  Z lekkim sercem zasnęłam na jego ramieniu, całkowicie zmęczona płaczem i wszystkimi wydarzeniami z dzisiejszego dnia. Podświadomie mu ufałam. Wiedziałam, że jestem bezpieczna.

Gray:

  Żeby tak się wystraszyć przez jakieś wybryki nastolaty. Nawet Erzie tak nie odbija po alkoholu. Niedawno panicznie bała się wody, a teraz sobie tak po prostu wskoczyła do rzeki.
  Niosłem ją w stronę mieszkanie. Serce nadal waliło mi ze strachu i zdenerwowania. Nieliczni o tej porze ludzie omijali nas szerokim łukiem lub skręcali nagle w jakąś boczną uliczkę. Ignorowałem ich. Lucy pochlipywała cicho na moim ramieniu. Trzęsła się z zimna, więc przyspieszyłem kroku. W oddali widziałem jej dom.
- Grey? Nie jestem gruba, prawda? - powiedziała cicho, zachrypniętym od płaczu głosem.
  Na prawdę Lucy tym się przejmujesz? Nie przejmujesz się tym, że zaraz się wykrwawisz?
  Nie należała do najlżejszych, ale na pewno nie można by nazwać jej grubą. Z resztą na pierwszy rzut oka było widać co jest powodem jej ciężaru. W gruncie rzeczy Natsu przegiął. Musiało ją to zaboleć skoro dalej to pamiętała.
  Po kilku minutach marszu poranione stopy bolały mnie, a ręce zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Alkohol zrobił swoje. Więcej nie pije.
- Wariatka - mruknąłem, maskując wysiłek, śmiechem.
  Zbliżaliśmy się do celu. Z przerażeniem stwierdziłem, że dziewczyna zasnęła.
  No pięknie. Może podłoże cię jeszcze spać i opatrzę rany?  Ciekawe najpierw jak dostaniemy się do mieszkania. Obie ręce miałem zajęte. Gdzie ona mogła schować klucz? Może jest z tymi magicznymi?
  Dopiero teraz zaważyłem, że Heartphilia jest praktycznie naga. Piersi zasłaniał jej kawałek postrzępionego, czerwonego materiału, a o spódniczce nie było już nawet wspomnienia. Po czułem ciepło na policzkach, a po podbrzuszu przeszedł mi przyjemy dreszcz.
 Jej idealne ciało pokrywało mnóstwo płytkich ran oraz dwie długie szramy, jedna na brzuchu, a druga na udzie. Z nich wypływało najwięcej krwi. W dodatku zgubiła klucze. Będzie miała niemiły poranek.
- No to zabalowałaś Lucy - westchnąłem ciężko
 Odwróciłem wzrok jeszcze bardziej się rumieniąc. Oblizałem spierzchnięte wargi, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak mi gorąco. Kucnąłem z wysiłkiem, zaglądając pod wycieraczkę. Łatwo poszło. Podziękowałem dziewczynie w duchu.
  Po małych akrobacjach w końcu otwarłem drzwi i z ulgą zmierzałem w stronę jej łóżka. Moje nogi słabły z każdym krokiem. Pomieszczenie wokół wirowało. Jeszcze pięć metrów. Cztery. Trzy. Dwa. Auł.
  Lucy gwałtownie otworzyła oczy i napotykając moje spojrzenie cicho jęknęła. Bałem się że zaraz zacznie krzyczeć, ale tylko wpatrywała się we mnie zaskoczona. Ręce miałem oparte na łóżku, po obu stronach jej głowy, a przydługie włosy zwisały dotykając jej twarzy. Mój tors przylegał do jej pełnych piersi, a jej nogi plątały się z moimi. Przetoczyłem się szybko na prawo i spadłem z, na szczęście, niezbyt wysokiego łóżka. Dziewczyna po raz kolejny zaczęła się histerycznie śmiać. No i kto tu ma ciężki poranek?
  Trzeba było się jak najszybciej stamtąd wynosić, albo w ogóle nie wyciągać jej z rzeki.
  Nie miałem siły się podnieść. Przymknąłem oczy, żeby zebrać całą energie jaka mi została. Nagle poczułem ciężar na klatce piersiowej, który przygwoździł mnie do podłogi. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą twarz Lucy z malującym się na niej chytrym uśmieszkiem. Jej ciepłe usta zetknęły się z moimi, a ja mimowolnie odwzajemniłem pocałunek. Heatphilia oderwała się ode mnie i usiadła triumfalnie na moim torsie. Byłem w szoku.
  Nie potrafiłem się ruszyć ani odezwać. Prawie naga dziewczyna siedząca na tobie, na prawdę odbiera rozum. I to taka dziewczyna. Jakby nie było to ja też byłem w samych bokserkach.
  "Chwila, chwila przecież ona jest ranna i pijana. Grey ogarnij się." - w mojej głowie odezwał się głos rozsądku.
- H-Hej Lucy co ty r-robisz?
- Przecież wiem, że tego chcesz! - powiedziała to tak, że każdy by jej uwierzył.
 Przejechała paznokciami od mojej szyi do miejsca między swoimi udami, żłobiąc długie, czerwone zadrapania na mojej skórze. Zadrżałem. Przygryzła zmysłowo wargę, odchylając głowę do tyłu i poruszając biodrami. Jej ciało ocierało się o mnie powodując fale gorąca. Bluzka podniosła się delikatnie ukazując jeden z jej sterczących sutków. Brązowe oczy zalśniły rządzą. Jej dłonie przejechały wzdłuż brzucha, ocierając się ranę i znikając pod czerwonym materiałem. Dziewczyna jęknęła cicho w reakcji na swój własny dotyk. Oddychałem ciężko, obserwując jej każdy, seksowny ruch. Z całych sił starałem się powstrzymać ręce, które sunęły po jej udach i po chwili zaciskały się na jędrnych pośladkach. Dziewczyna spojrzała na mnie trochę zdziwiona, ale coraz bardziej podniecona. Z każdą sekundą pragnąłem jej coraz bardziej. Nie wytrzymałem. Podniosłem się nagle zsuwając ją niżej, na swoje kolana i wpijając się w jej usta. Przybliżyła się i zarzucając mi ręce na szyje, całkowicie oddała się pocałunkowi. Ogień wewnątrz mnie płonął, topiąc mój lód. Nagle dziewczyna oderwała się od moich ust i szepnęła mi do ucha.
- Niegrzeczny panicz, chce przelecieć pijaną dziewczynkę.
 Magini gwiezdnych duchów upadła obok mnie dusząc się ze śmiechu. Chwile trwało zanim otrząsnąłem się z szoku. Nie byłem na nią zły. Byłem wściekły na siebie. Widziałem oczami wyobraźni załamaną Juvie, próbującego mnie zabić Natsu, miny moich przyjaciół i Lucy, która przypomni sobie co tu zaszło. Walnąłem się otwartą dłonią w czoło.
 Heartphilia śmiała się przez następne 15 minut. Potem zasnęła.Opatrzyłem i przemyłem jej rany, a potem przykryłem ją kocem i wyszedłem. Dochodziła szósta. Musiała wytrzeźwieć, a ja znaleźć swoje ubrania. To będzie naprawdę ciężki dzień.
  Jeszcze nie wiedziałem, że ten dzień zmieni się w rok, a uroczą blondynkę widzę ostatni raz.


★★★★★★★★★
Udało mi się ;3
W sumie go tylko poprawiałam ;p
Współczuje Lucy XD
Jestem okrutna ;___;
Mam nadzieje, że nie zrobiłam za dużo błędów O.o
Jak coś widzi cię to pisać
Będę poprawiać ;p
Tymczasem lecę się uczyć XD

********

Wakacje! wybawienie moje!
Wy jesteście jak zdrowie
Ile was trzeba cenić ten tylko się dowie
Co do szkoły uczęszczać musi...

Tymczasem przenoś moją dusze utęsknioną
Do tych nocy przespanych
Do tych dni wolnych
Blaskiem słońca i radością przepełnionych...

******

No wierszy to ja pisać nie będę ;___;