sobota, 15 listopada 2014

Rozdział I - Nunataki


  Wstałam wcześnie rano, wzięłam orzeźwiający prysznic, ubrałam się w krótkie spodenki i białą koszulę bez rękawów, zjadłam szybkie śniadanie i z nadzieją ruszyłam do gildii. Kiedy zdyszana wpadłam do budynku moim oczom ukazała się tylko Mira polerująca kufle.

- Hej Mirajane, czemu w gildii nikogo nie ma?
- Lucy? coś się stało? - spytała zdziwiona. - Jest jeszcze wcześnie. Przewinęło się tu kilka rannych ptaszków, ale jak widzisz, nikt nie został na dłużej. 
   Spojrzałam na zegarek. Czyżby było aż tak wcześnie? Salamander przyjdzie pewnie za jakieś dwie godziny. Chyba pójdę do miasta bo nie ma sensu tu siedzieć.
- Oj faktycznie... Wrócę później - uśmiechnęłam się i udałam się w stronę wyjścia. - A, i jeszcze jedno, mogłabyś przekazać Natsu, że chce z nim pogadać? - spytałam wychodząc z gildii. 
   Mira kiwnęła potakująco głową.
- Do zobaczenia - krzyknęłam na odchodne.
   Nie usłyszałam odpowiedzi ponieważ przypomniałam sobie o czymś bardzo ważnym i pobiegłam w stronę miasta...  
    Jutro urodziny Erzy. O mało co nie zapomniałam, a mogłoby się to naprawdę źle skończyć. Jeej.... Nie na co dzień jest się tak niebezpiecznie blisko śmierci. Czas teraz wziąć się w garść i kupić jej jakiś prezent. Hemm... może list gończy autografem Jellala? Hahaha nie, Lucy, naprawde tak śpieszno ci do grobu? Z drugiej strony ciekawe czy ten przestępca wpadnie nas odwiedzić. Miło by było w każdym razie. Dawno go nie widziałam.
   Dobra, tak wracając do prezentu myślę ze nasza Scarlet ucieszy się z jakiegoś ciastka. Taaak, to genialny pomysł. Nie drogie, a Erza będzie w siódmym niebie. 
  Wyruszyłam wiec na poszukiwanie czegoś odpowiedniego. Ciasto tiramissu, wielka beza, a może truskawkowy tort? Weszłam do pierwszej, lepszej cukierni, spojrzałam na ceny i zrobiło mi się słabo. Przecież to nie może tyle kosztować!!! Jej, a tak się cieszyłam ze wystarczy mi w tym miesiącu na czynsz.
  Postanowiłam poszukać czegoś tańszego, ale po prawie godzinie poszukiwaniach wróciłam do pierwszej - jak się okazało najlepszej i jednocześnie w miarę taniej cukierni i zamówiłam najbardziej odpowiednie ciacho, na które wydałam wprost krocie.
  Będę musiała wyskoczyć na jakąś misje. No cóż jakoś to przecierpię.
  Ruszyłam w stronę gildii. Natsu powinien już tam być. Zawiodłam się dziś po raz drugi. W budynku było już kilkanaście osób w tym Erza i Gray. Spytałam o Dragneel'a ale nikt go nie widział.
  Podeszłam do Mirajane.
- Mira, był tu może Natsu?
- Hej Lucy, miło cię znowu widzieć - jak zawsze powitała mnie  uśmiechem.- Natsu wpadł dzisiaj tylko na chwile, wziął jakąś misje i wyszedł z gildii.
- A przekazałaś mu moja wiadomość? - zapytałam trochę zdziwiona.
- A Tak! Powiedziałam, że masz do niego sprawę , ale mruknął tylko coś po nosem, bardzo dziwnie się zachowywał, przykro mi Lucy - powiedziała z troska w głosie.
  Z jakiegoś powodu bardzo mnie to zabolało, nie dość, że moja wiadomość całkowicie go nie obchodzi to jeszcze wyrusza na misje beze mnie, czego nie robił już od bardzo dawna. Z drugiej jednak strony zaczęłam się o niego martwić. Nigdy się tak nie zachowywał...



   Natsu zniknął, wiec na mnie i Greya spadła odpowiedzialność zajęcia Erzy w czasie, gdy reszta przygotowywała jutrzejsze przyjecie. Musieliśmy wybrać odpowiednią misje, tak abyśmy wrócili jeszcze dzisiaj, ale nie zbyt wcześnie żeby Erza przed snem nie zdążyła zahaczyć o gildię. Mistrz załatwił na szczęście zadanie w sam raz na upalny dzień jaki właśnie się rozpoczynał. Złapanie jakiś dziwnych, wodnych stworzeń - nunataków, grasujących w kąpielisku tuż za miastem. Nagroda była przydzielana od sztuki i naprawdę spora jak na tak przyjemne okoliczności. Chociaż, jakby to podzielić na trzy osoby, pokrywało to tylko niewielką część moich miesięcznych potrzeb. Słowem - byłam cholernie spłukana.

  Na plaży znaleźliśmy się tuż przed południem. Słońce nie dawało wytchnienia, a woda kusiła swoją przejrzystością. Wokół znajdowało się mnóstwo ludzi. Większość z nich chłodziła się w wodzie, ale byli i tacy, którzy mimo prażącego słońca wylegiwali się na piasku. Rozłożyliśmy nasz koc piknikowy i usiedliśmy w zacienionym miejscu, na uboczu. Mimo to doskonale było stamtąd widać całe jezioro. 
  Czas mijał, a powietrze robiło się coraz cieplejsze. Nasze stworzenia nie wychylały się z wody nawet na chwile. Oczywiście żadne z nas nie wzięło stroju kąpielowego i powoli zaczęliśmy tracić wszelką nadzieję.
  Z zachłannością wypijałam kolejną butelkę wody, która prawie wrzała mi w ustach.
- Grey, mógłbyś... Się do cholery ubrać?! - Zmieniłam pytanie, gdy moim oczom ukazał się Fullbaster w całej okazałości. Nie ukrywając, już się zaczęłam do tego przyzwyczajać. Nie, to nie było normalne.
- Gorącoooo... - mruknął chłopak. - Nawet mój lód się topi - mówiąc to złożył ręce, a potem machnął nimi gdzieś nad głową.
   Chwile potem kilka litrów lodowatej wody spłynęło po mnie, wsiąkając w koc. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, a potem powoli je wypuściłam, próbując nie wybuchnąć. Grey zerwał się gwałtownie do siadu, a Tytania z całych sił próbowała stłumić śmiech. Skierowałam nienawistny wzrok w stronę, jakimś cudem, ubranego już w połowie chłopaka. Uśmiechnął się nieśmiało.
- Przynajmniej nie jest ci gorąco...- Mówił jakby bał się, że uruchomi zaraz bombę. I zrobił to.
  Nawet się nie obejrzał, a jego głowa znajdowała się pod powierzchnią jeziora. Oczy wszystkich zwróciły się w stronę mojej ręki, która ją tam trzymała. Uśmiechnęłam się zawstydzona i wyciągnęłam chłopaka za włosy.
- Wszytko w porządku? - zapytałam z udawaną troską. Duża część ludzi odwróciła wzrok.
- Zwariowałaś?! Mogłaś mnie przecież... - resztę jego wypowiedzi zagłuszył bulgot. Stanowczo za dużo gadał. 
  Zaraz potem również ja znalazłam się pod wodą. Spróbowałam krzyknąć, ale Grey zasłonił mi ręką usta i wskazał gdzieś w bok. Spanikowana rozejrzałam się w około wypuszczając resztę powietrza. Chłopak przewrócił oczami, odepchnął się od dna i chwytając mnie w pasie pomógł się wynurzyć. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i odzyskując powoli panowanie nad oddechem, spiorunowałam Fulbustera wzrokiem.
- Dobra już spokojnie, nabierz powietrza, coś ci pokarze. - Powiedział puszczając mnie powoli.
  Odepchnęłam się od niego. Coś otarło się o moją nogę, krzyknęłam i zniknęłam pod powierzchnią. Zanim jednak zdążyłam zachłysnąć się wodą jego ramię znów oplotło mnie w pasie, dźwigając ponad taflę. Odruchowo złapałam się jego szyi ponownie uspakajając oddech. Zaśmiał się cicho.
- Za dużo spotkań z aquaticus... - jęknęłam
- Rozumiem, zaufaj mi, to ważne - powiedział z delikatnym uśmiechem.
Puściłam jego szyje i oddaliłam się na kilka centymetrów, ale ona nadal trzymał mnie w pasie.
- Gotowa? - zapytał obdarzając mnie pewnym spojrzeniem i delikatnie przesuwając nas na głębszą wodę.
   Skinęłam głową i nabrałam powietrza, rozluźniając ciało. Zanurzyliśmy się. Chłopak stworzył prowizoryczne, lodowe łańcuchy żeby przez pewien czas utrzymać nas pod wodą. Objęłam go żeby nie odpłynąć. Przyciągnął się mocniej, przygniatając mnie do dna. Woda była krystalicznie czysta i z łatwością mogłam zobaczyć nogi ludzi kąpiących się na brzegu i podążającą w naszą stronę Tytanię. Grey niecierpliwie szturchnął mnie ramieniem, na ile było to możliwe w jego pozycji. Wskazał głową na prawo.
   Usilnie wpatrywałam się w miejsce gdzie woda delikatnie zmętniała. Było tam coś, jakiś cień, stworzenie, którego nie umiałam zidentyfikować. Czyżby?  To nasze tajemnicze stworki? Powoli zaczynało nam brakować powietrza. Popatrzyłam na twarz Grey'a ale jego spojrzenie było utkwione w miejscu, w którym przed chwilą znajdował się nasz cel. Nagle jego głowa odwróciła się w moją stronę, a oczy niebywale się rozszerzyły. Woda wokół nas zawirowała i unieśliśmy się do góry. Zdezorientowani zaczerpnęliśmy gorącego powietrza.
- Długo macie się jeszcze zamiar tak bawić? - wykrzyknęła półnaga Tytania, trzymając nas za szyje.
- H-hej, wykonujemy tylko naszą misję. - zaczął się usprawiedliwiać Grey, próbując wyswobodzić się, z odcinającego tlen, uścisku dziewczyny.
  Erza spojrzała na nas badawczo i znów z pluskiem wpadliśmy do wody. 
- Możecie mi to wyjaśnić? - bardziej zażądała niż spytała.
- Jakbyś nie zrobiła tyle zamieszania , byłoby o wiele łatwiej - warknął Fulbaster, ale uciszyłam go wzrokiem zanim powiedział coś więcej.
- Te stworzenia, nunataki tak? Wielkość 40-60 cm, kolor ciemnoszary, ciało pokryte ostrymi łuskami, mocno rozbudowane płetwy, szeroki otwór gębowy, dwie pary oczu... - zaczęłam, od niechcenia recytować dane z ogłoszenia.
 - ... które świecą w ciemności, atakują tylko w przypadku gdy wyczują krew... - kontynuował Grey z niepokojem spoglądając w wodę - ...czym bardziej są najedzone tym bardziej agresywne się stają. 
- Erza nie ruszaj się - szepnęłam
  Z paskudnego rozcięcia, na udzie dziewczyny, którego nabawiła się na ostatniej misji, cienką stróżką spływała krew. 
- ...Dotąd zauważono ok.50 sztuk, żadnej jednak nie udało się złapać... - dokończyła Erza półgłosem, próbując zatamować upływ krwi.
  Rozejrzałam się wokół, słońce świeciło w zenicie, a niemal wszyscy ludzie znajdowali się w wodzie.
Coś przemknęło pod powierzchnią i otarło się o nasze nogi. Poczułam piekący ból, przez który niemal straciłam równowagę. Woda wokół nas zmieniła kolor na brunatny. Spanikowana sięgnęłam po klucze, tylko po to by przekonać się, że zostały one na brzegu. Erza i Grey całkiem znieruchomieli.
  Cholera, cholera, cholera. Tylko jedna myśl odbijała się echem pod moją czaszką. Woda robiła się coraz ciemniejsza. Z trudem powstrzymywałam drżenie okaleczonych nóg. Widziałam jak mięśnie na twarzy Erzy drgnęły, kiedy uświadomiła sobie, to co ja dokładnie przed chwilą. Wystarczył jeden nie właściwy ruch, a nunataki bez wątpienia zaczną atak. Mogliśmy poradzić sobie z większością z nich. Problem jednak tkwił w tym, że nie byliśmy sami, a chronienie siebie i spanikowanych ludzi zarazem, był nie lada wyczynem. Potrzebowałam kluczy, jeszcze nie wiedziałam po co, ale ich koniecznie potrzebowałam.
- Grey... Wyślij mnie na brzeg i jakoś je unieruchom. - Spojrzałam na niego, prawie nie odwracając głowy. 
  Napięłam wszystkie mięśnie, gdy chłopak złożył ręce i moje ciało uniosło się do góry. W tym samym momencie wszystkich ludzi, którzy byli w wodzie otoczyły kopuły z lodu, a wokół rozniósł się krzyk sprzeciwu. Miałam niewiele czasu. Moje ciało w dosyć niekontrolowany sposób ześlizgiwało się z lodowej zjeżdżalni kończącej się na brzegu. 
   Taurus? Nie. Cancer? Nie! Scorpio? Nie! Nie! Nie! Już wiem!
   Zanim zdążyłam, stanąć na nogi, moja droga się skończyła. Przetoczyłam się kilka metrów i wylądowałam tuż pod naszym kocem. Rzuciłam się w stronę pęku kluczy, przebijając się przez tumany kurzu, który wzbił się w powietrze przy moim upadku.
- Aries! Dużo wełny! - krzyknęłam, machnąwszy kluczem z takim zapałem, że prawie wypadł mi z dłoni. 
  Złapałam oddech. Przede mną, tam gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się jezioro, jak okiem sięgnąć rozpościerała się kołderka różowej, mięciutkiej wełny. Gdzieś z pośród niej usłyszeć można było stłumione krzyki zaskoczenia i trzaski kruszonego lodu. 
- Dziękuje Aries - mruknęłam opadając z ulgą na piasek i odsyłając ducha.
  Ledwo zdążyłam uspokoić dudniące w głowie tętno, a moim oczom ukazała się Erza w zbroi lotu, lądująca z gracją, w miękkim puchu. Zaraz za nią z pod kołderki wygrzebał się Fulbaster. 
  W czasie gdy magowie próbowali z twarzą wyjść z sytuacji, w okół zaczął panować niemały chaos. Wezwałam jeszcze dwa duchy modląc się żeby nie stracić przytomności.
- Leo, Sagittarius, zróbcie z tym porządek.
   Lew skarcił mnie wzrokiem za tak nędzne zadanie, zastrzygł uszami i znikł w różowym puchu, po chwili wyrzucając z niego spanikowanych ludzi.  Strzelec natomiast, zadowolony, że może się w końcu wykazać, wdrapał się na pobliskie drzewo i zaczął zasypywać jezioro gradem strzał.


 *ERZA*
   
- Erza zrób to, Erza zrób tamto - mruczałam pod nosem, przemierzając ulice miasta.
  Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, wymieniając miedzy sobą zdziwione spojrzenia. Nie wiedziałam czy chodzi o to, że mówię sama do siebie czy o to, że idę środkiem miasta w zbroi giganta oblepionej różową wełną, wlekąc za sobą worek, ekhem... Wór pełen wielkich cielsk ty pieprzonych nunataków i cholera wie, czego jeszcze. Chyba ktoś pominął fakt, że burmistrzowi chodziło raczej o dwie, góra trzy sztuki tych ryb, a nie całą faunę jeziora. 
  Weszłam do dużego budynku, tuż przy głównej ulicy Magnolii, trzymając ruszającą się jeszcze rybę w bezpiecznej odległości od twarzy. Recepcjonistka niemal zemdlała, urzeczona mą osobą, więc pomachałam jej przed twarzą dosyć sfatygowaną kartką z ogłoszeniem i ruszyłam we wskazanym przez nią kierunku.
- Ale nie może pani... - jej drżący głos odcięła zamykająca się, za moimi plecami, winda.
  No cóż, to nie ja wybrałam takie zlecenie.
  Zapukałam delikatnie w wielkie drzwi prowadzące do gabinetu burmistrza, podmieniłam zbroje na elegancką sukienkę i przeczesałam włosy ręką, pozbywając się resztek wełny. Gdy usłyszałam ciche "proszę", weszłam do środka i pewnym krokiem zbliżyłam do ogromnego biurka stojącego na środku pokoju. Burmistrz niemal wstał ze swojego krzesła, widząc przed sobą rzucając się półmetrową rybę, świecącą czerwonymi oczami i raz po raz otwierającą pysk domagając się wody. Mężczyzna przełykając jednak początkowy szok, uśmiechnął się do mnie i machnął na swoich podwładnych, którzy błyskawicznie zabrali stworzenie z biurka. 
- Cieszę się, że zadanie trafiło w pani ręce, panno Scarlet - mruknął sarkastycznie i wskazał na krzesło abym usiadła.
- Ach, to zasługa głównie moich przyjaciół  - odpowiedziałam, beztrosko się uśmiechając.
  Jego twarz przybrała nieco zbolały wyraz, a ciało nagle zastygło w bez ruchu. 
- Ach tak? - spytał retorycznie, siląc się na przyjemny ton. 
- Oczywiście - powiedziałam jakby to była najpewniejsza rzecz w moim życiu - Z resztą jeśli pan nie wierzy, proszę tylko spojrzeć - Uśmiechnęłam się najmilej jak umiałam i z gracją wstałam zapraszając burmistrza by spojrzał przez okno.
  Niechętnie, aczkolwiek z ciekawością mężczyzna stanął koło mnie, kierując wzrok na ulice przed budynkiem, gdzie wokół kilkutonowego worka rozlewała się plama rozcieńczonej krwi i mokrej wełny. Z dumą założyłam ręce na piersi, zadowolona z wykonanej roboty. Burmistrz jednak nie był chyba tego samego zdania bo zbladł, jego oczy przybrały rozmiar talerzy, a szczęka niemal dotknęła podłogi. Nie byłam pewna co go tak przeraziło, czy suma pieniędzy jakie powinien nam wypłacić czy raczej perspektywa sprzątania ulicy. No cóż jedno było pewne, to nie ostatnia rzecz, która doprowadziła tego kolesia do palpitacji serca. Czekała go bowiem jeszcze jedna wesoła wiadomość.
  Zadzwonił telefon.
- W takim razie już nie przeszkadzam - powiedziałam kierując się w stronę drzwi - pieniądze proszę przesłać do Fairy Tail, życzę miłego dnia. - rzuciłam jeszcze na odchodne, przesłodkim głosikiem. 
  Z hukiem zamknęłam za sobą drzwi i kierując się z powrotem w stronę windy podmieniłam sukienkę na moją codzienną zbroję. Dzwonek telefonu ucichł, a ja aż przystanęłam, żeby usłyszeć...
- Fairyy Taaaaaail - budynek aż zatrząsł się od doniosłego głosu burmistrza, przesyconego wściekłością.
  Uśmiechnęłam się dumie i zjechałam na dół. Pożegnałam jeszcze całkiem zszokowaną recepcjonistkę, po czym udałam się w stronę zalewu.




*LUCY*



  Tak jak się spodziewaliśmy, do domu wróciliśmy dopiero późnym wieczorem. Księżyc świecił jasno, oświetlając nam drogę. Ledwo żywi odstawiliśmy Tytanie bezpiecznie do mieszkania i oddalając się na bezpieczną odległość, usiedliśmy całkiem wypompowani na ławce w parku. Mieliśmy za sobą cały dzień pracy, z czego złapanie tych rybek było z nich najłatwiejsze. Godzinne szukanie Erzy, która utknęła w sklepie z bronią w czasie powrotu z rynku, też było niczym, w porównaniu ze sprzątaniem jeziora. Ale jak mus to mus. Jeśli chcieliśmy żeby zostało nam cokolwiek z nagrody, sami musieliśmy to załatwić. Na dokładkę Scarlet po ciężkiej robocie, nabrała ochoty na coś słodkiego, co poskutkowało kolejnymi godzinami ganiania za nią po mieście. Byłam padnięta, oblepiona wełną, z rozcięcia na nodze nadal sączyła się krew, głowa mi pękała, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Marzyłam tylko o kąpieli i ciepłym łóżku.

- Liczę, że otrzymamy jakąś specjalną nagrodę za takie poświęcenie - burknęłam, żeby przerwać nieznośną cisze.
- Ej, to chyba oczywiste? - Odpowiedział chyba troche bardziej entuzjastycznie niż to miał w zamiarze.
   Zaśmiałam się cicho, zmieniając pozycje. Chłopak uśmiechnął się tylko i rozciągnął, zamykając oczy. Postanowiliśmy odpocząć chwile, ponieważ nie byliśmy w stanie nawet ustać na nogach. .W końcu, po kilkudziesięciu minutach, wylegiwania się na ławce w niezbyt wygodnej pozycji, wpadłam na genialny pomysł.
- Hej Grey! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
Chłopak z przerażeniem otworzył oczy.
- Mam genialny pomysł. Jak tam z twoja mocą?
- Wystarczającą żeby zamrozić ci budzie Lucy. Chcesz mnie przyprawić o zawal?
- Dobra, dobra, nie chciałam. Słuchaj! Dasz rade zamrozić drogę pod mój dom?
- No teoretycznie tak. Odzyskałem już trochę sił.
- Jeśli połączymy moje duchy i twoja ślizgawkę to możemy bez problemu dostać się do domu. - Niemalże wykrzyknęłam.
- A dokładniej? - Bez entuzjazmu mruknął Fulbaster.
- Nie marudź tylko działaj. Teraz na ulicach jest pusto, wiec będzie niezły ubaw.
- Lucy, jesteś czasem gorsza niż Erza. - Chłopak machinalnie przetarł twarz ręką.
- Proszęęęęęę - spojrzałam na niego błagalnie.
- Oj no dobra. - przewrócil oczami, a drodze pojawiła się ucieka warstwa lodu.
  Odszukałam, właściwy klucz i machnęłam nim w nadziei, że wystarczająco zregenerowałam swoją moc.
- Witaj księżniczko czy to czas na karę? - Przywitała mnie swoim tradycyjnym tekstem.
- Znajdź proszę jakąś sporą deskę i długi sznur - rozkazałam, całkowicie ją ignorując.
  Byłam zbyt zmęczona, by wykrzesać z siebie choć odrobinę tolerancji.
Dziewczyna oddaliła się grzechocząc łańcuchami, a ja ciężko opadłam na ławkę. Gray spojrzał na mnie z niepokojem, ale uspokoiłam go pewnym uśmiechem.  Różowowłosa wróciła po chwili  niosąc płaski kawałek drewna, wystarczający by na nich usiąść, oraz gruby sznur. Gray usmiechnął się wiedząc co mam na myśli. Usiadłam na jednej pierwsza, a on wygodnie usadowił się za mną owijając sznury wokół rąk dla pewności.
- Ruszamy Virgo! - krzyknęłam do gotowej już dziewczyny
- Tak jest księżniczko!
   Panna leciała szybkim tempem wzdłuż toru który stworzył Gray, a nasz śmiech słychać było w chyba w całej Magnolii.

*NATSU*


Dochodziła północ, gdy po skończonym zadaniu, które zlecił nam staruszek, szlem z Happy ciemnymi ulicami Magnoli.
- Ej Natsu, słyszysz to?
- Nie - powiedziałem zajęty swoimi myślami. Pewnie znów jakieś dzieciaki hałasowały po nocy.
- Chodźmy zobaczyć co się dzieje!
  Niebieski kotek z radością zaczął lecieć w stronę głosów, ale w ostatniej chwili złapałem go za ogon. Zina fala powietrza przyniosła znany mi zapach.
- Czuje mrożonkę, a nie mam ochoty na niego patrzeć. Chodźmy do domu.
  Odwróciłem się i pewnym krokiem zacząłem podążać w stronę naszego mieszkania.
- Natsuuuu?
- Co jaszcze? - warknąłem rozdrażniony i zmęczony.
- A nie wydawało ci się, że jest tam tez Lucy?
  Zatrzymałem się nagle a Exceed wpadł na moje plecy. Jakby na potwierdzenie usłyszałem jej dźwięczny śmiech odbijający się między budynkami.
  Skupiłem swoje zmysły. Lekki, słodki zapach blondynki mieszał się ze smrodem lodówki.
- Poczekaj tu chwile Happy- krzyknąłem i pobiegłem w ich stronę.
- Hej Natsuu...- Jęknął niebieski stworek, położył uszka i zniknął z mojego pola widzenia.
Po kilkudziesięciu minutach błądzenia po wąskich uliczkach za ich zapachem, wyraźnie usłyszałem głos Grey'a rozmawiającego z Virgo. Podążałem dalej za nimi do momentu, gdy się zatrzymali.
- Dziękuje
- Wszystko dla księcia- ukłoniła mu się
-H-hej, wystarczy Grey - speszył się trochę chłopak.
- Jest pan mężem księżniczki nie wypada mi się zwracać do księcia po imieniu. - ukłoniła się różowowłosa.
- Ej, o czym ty...
  Dziewczyna zniknęła, a Gray stał z szeroko otwartymi oczami.
  Co ten dupek sobie myśli? Że on mężem Lucy? O nie, nie pozwolę na to. Ja ją sprowadziłem do tej gildii i jestem jej przyjacielem nie będzie się umawiać z miętówką za moimi plecami. 
  Ruszyłem powolnym krokiem, oddając się rozmyślaniom jak najlepiej ubić Fulbastera. Chciałem dojść do domu, moje nogi doprowadziły mnie jednak pod mieszkanie Heartphilii. Popatrzyłem na jej okno i nie byłem w stanie powstrzymać się od wejścia na górę. Parapet skrzypnął cicho pod moim ciężarem. Dziewczyna poruszyła się lekko, ale na szczęście nie wyrwało to jej ze snu. Miała całkiem spokojną twarz.
    Zawsze się tak uśmiechała gdy pisała swoją książkę. Przez myśl przemknęło mi, że to świetna okazja żeby ją poczytać, ale wolałem nie ryzykować kolejnego guza.
  Siedziałem na parapecie dobrą godzinę wpatrując się ślepo, to w twarz przyjaciółki, to w gwieździste niebo. 
   Dochodziła druga, gdy skradałem się do hamaka, by nie zbudzić śpiącego na nim Heppy'ego.
- Natsuu? Byłeś u Lucy?- powiedział zaspanym głosem kotek, gdy wpadłem na kolejną rzecz leżąca na podłodze.
- Nie Happy- powiedziałem od niechcenia
- Myślisz, że zostawi na dla Gray'a?- Mruknął zasypiając, nieświadomy jak bardzo mnie to dotknęło.
  Resztę nocy spędziłem wsłuchując się w cichy i spokojny oddech przyjaciela. Sen przyszedł dopiero , gdy słonce zaczęło przebijać się przez brudne okna i przyniosło uspakajające ciepło.




*****


EDIT: Nareszcie koniec ;_; 

Mam nadzieję, że wyszło z tego coś sensownego :O

3 komentarze:

  1. Biedny Natsu jest zazdrosny *n*
    Gdy Lucy przywołała Virgo mogłaś zrobić jakieś jedno-dwa zdania na jej temat, żeby oddzielić rozmowę z Gray'em ;___;
    Końcówka bardzo dobra. Idzie ci coraz lepiej. Jest progress.
    Tak jak pisałam w prologu, gdybyś napisała daj znać u mnie na blogu.
    Właściwie to zostawiam ci i tak link do mojego małego przyjaciela, może też jakaś seria cię wciągnie http://natsu-x-lucy.blogspot.com/ :33

    OdpowiedzUsuń
  2. Twórczość z serii "wszystko tylko nie nauka".Opowiadania pisane w przerwach między zadaniami z matmy XD Pierwotnie miały pozostać do użytku własnego, ale w końcu w życiu trzeba wszystkiego spróbować :3 Chwilami mam niezły ubaw z tego co napisałam :p Nigdy nie myślałam, że Shapira taki pisarz XD
    Dziękuje za komentarze, które ogromnie to motywują i za rady.Postaram się je wykorzystać ;)
    Blog z linku oczywiście znany, lubiany, podziwiany i przeczytany w całości ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy tak zaczynał, rly. Ja zaczęłam pisać rok temu w wakacje, bo nie mogłam znieść swojego życia i nudy przed spaniem. Wymyślałam sobie historie i pisałam dosłownie wszystko co mi ślina na język naniesie. XDD
      To też miało być tylko dla spełnienia mojego chwilowego 'popytu' na tworzenia, a tu nagle zaczęło się podobać, ja zaczęłam się poprawiać, rozwijać... Ahhh te piękne wspomnienia~~ :33
      Jeśli chodzi o 'rozgłaszanie' bloga spamuj tam wszystkim, to zawsze działa XDD

      Usuń