piątek, 28 listopada 2014

rozdział III - Zbroja


Narracja trzecioosobowa

  Erza otwierając prezent zatrzymała się w nagle. Jej oczy powiększyły się dwukrotnie, a na twarzy zagościł uśmiech. Już wiedziała co to jest. Coś wspaniałego. Przyjaciele przecież nigdy jej nie zawodzili. Jedno z jej marzeń spoczywa właśnie w tym pudle. Śliczna, niebieska, nie zastąpiona w większości sytuacji.
  Zbroja kontrolująca wodę, a co za tym idzie większość rzeczy na ziemi, które posiadają w sobie chodź cząsteczkę H2O (Wyjątkiem są istoty żywe, lecz po uzyskaniu wystarczającej mocy i maksymalnym opanowaniu zbroi, jej właściciel w niewielkim stopniu może kontrolować także zwierzęta, a nawet ludzi, lecz jest to bardzo wyczerpujące i może grozić śmiercią.) Ma niezwykle wysoką obrone, głównie przed żywiołami. Jest idealnie dopasowana oraz zmniejsza wagę właściciela, sprzyja więc swobodzie ruchów, szybkości, zwinności oraz potraja wytrzymałość na ból. Dodatkiem do zbroi jest miecz, a właściwie tylko rękojeść, do której w odpowiednich warunkach można utworzyć ostrze z wody w postaci, którą ogranicza tylko wyobraźnia właściciela. Wbrew pozorom miecz jest równie twardy jak diament, a zarazem nie tak kruchy. W dodatku zajmuje niezwykle mało miejsca w magicznej "przechowalni". Legendarna Królewska Zbroja Niebiańskiego Władcy Mórz oraz Miecz Posejdona. Jedyne na świecie. Zaginione przez dziesiątki, a może nawet setki lat, teraz są w jej posiadaniu.
  Nie mogła uwierzyć. W jej oczach zaszkliły się łzy. Jak oni ją zdobyli? To było prawie niemożliwe. Ale dla Fairy Tail nie ma rzeczy nie możliwych. Scarlet wyczuwała w tym jednak jakiś haczyk. Jej poszukiwania musiały trwać latami i kosztować mnóstwo pieniędzy. Gildii nie stać na to. Poświęciliby się dla niej? Musieliby wykorzystać wielu człąków i wszystkie wpływy. Ostatnio w poza gildia znajduje się tylko Gildarts, ale nie zjawił się na przyjęciu, więc jeszcze nie wrócił. Przez głowę dziewczyny przepływały miliardy myśli, analiz i przypuszczeń. Taka właśnie jest Tytania. Nawet, zalana w trupa wie co się dzieje.

  Tajemniczy mężczyzna w czarnej pererynie podążał wzdłuż rzeki, balansując na jej krawędzi. Delikatny wiatr rozwiewał niebieskie kosmyki jego włosów, wystające z pod kaptura. Przystojna twarz była do połowy zakryta kawałkiem czarnego materiału. Jego bystre oczy, pogrążone w smutku, wpatrywały sie w księżyc, odbijający się w spokojnej tafli wody. Miarowy krok i wturujący mu plusk wody były jedynymi dźwiękami rozbrzmiewającymi w okolicy.
  Myślał. Dużo myślał ostatnimi czasy. Przestawał panować nad swoimi uczuciami i o tym wiedział. Ból jaki go przepełniał był chwilami nie do zniesienia. To czego pragnął było takie nierealne. Ten szkarłat śnił mu się po nocach. Była jedynym czego potrzebował. Tylko jedna przeszkoda stawała mu na drodze. Ogromna przeszkoda. Przeszłość. To przeszłość była tym czego się wstydził. To ona skaziła jego życie. Nie mógł pozwolić, aby więcej osób przez to cierpiało. Był naiwny i musiał za to zapłacić. Za błędy się płaci. Ona już doświadczyła wystarczająco dużo krzywd z jego strony. Nie mógł zrobić tego po raz kolejny. Bolało. To go strasznie bolało.
  Usiadł na moście prowadzącym na drugą stronę rzeki, zwieszając z niego nogi. Zdjął kaptur i chustę, ukazując czerwony tatuaż otaczający jego oko. Nie miał już siły. Nie chodziło o ból nóg czy nawet zmęczenie kilkudniową podróżą. Był zmęczony ciągłym udawaniem, tłumieniem własnych uczuć, ale wiedział, że robi to dla jej dobra. Gdyby był z nią przypominałby jej tylko o dawnych ranach. O śmierci. Wiedziałaby o tym, że to jego wina. Bolało by ją to gorzej niż jego. A ona jest niewinna. Cierpiał za przeszłość, której nic już nie zmieni. Teraz mógł tylko próbować odkupić swoje winy.
  Łzy powoli skapywały z jego brązowych oczu, rozbijając się o powierzchnie wody. Pozwolił sobie na chwile słabości. Tylko chwile. Zawiesił głowę i zakrył ją rękami. Był pogrążony w myślach, które jedna po drugiej przepływając przez jego głowę sprawiając coraz większy ból. Miliony wspomnień, które były jak sól na jego rany.
  Chwila przedłużała się niemiłosiernie. Musiał ruszać w dalszą drogę. Otarł ostatnią lśniącą krople spływającą po twarzy, opanował emocje i wstał. Zawiesił swoje spojrzenie na wizerunku księżyca by pozbyć się resztek myśli. Wypełnił swoje myśli jego pięknem, odetchnął głęboko czystym, świeżym powietrzem, kojąc swój smutek.
  Odwrócił się, a uczucia powróciły ze zdwojoną siłą. Stała przed nim. Jej wspaniałe, szkarłatne włosy powiewały delikatnie na wietrze. Dziewczyna patrzyła na niego z trudem powstrzymując łzy. Z szoku chciał się cofnąć, ale barierka mostu tylko mocniej wbiła się w jego plecy. Zbliżyła się się do niego, nie mówiąc nic. Wiedział, że musi coś zrobić. Ich usta zbliżały się do siebie nieuchronnie.
- Zapomniałaś, że mam narzeczoną? - Powiedział jednym tchem do jej ucha, wymijając usta dziewczyny i przerywając czarodziejską chwile.
  Oddaliła się od niego kilka cemtymetrów i spojrzała głęboko w oczy chłopaka.
- Wszystko, tylko nie kłam.
  Samotna łza spłynęła po jej policzku. Była słaba, słaba przez niego. Już miała się odwrócić i pobiec do gildii, gdy silna dłoń chwyciła jej podbródek. Niebieskowłowsy nie mógł się już dłużej powstrzymać. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Przyciągnął ją bliżej, obejmując w pasie. Dziewczyna delikatnie zarzuciła mu ręce na szyje. Legendarna Tytania Erza Scarlet i jeden z największych  przestępców Fiore,  Jellal Fernandes. Co ich łączyło? Nie chciał jej już więcej zostawiać, ale jego grzechy jeszcze nie zostały odkupione. Delikatnie odepchnął ją od siebie.
-Wróce... - powiedział cicho, ledwo słyszalnie i zniknął.
- Wiem - szepnęła dziewczyna jakby do siebie, spuszczając głowę i nikle się uśmiechając.

  Tajemniczy mężczyzna, w czarnej pelerynie, biegł ulicami Magnoli. Silny wiatr rozwiewał niebieskie kosmyki jego włosów, wystające z pod kaptura. Przystojna twarz była do połowy zakryta kawałkiem czarnego materiału. Jego bystre oczy wypełnione nadzieją wpatrywały się w horyzont. Odgłos butów uderzających o bruk i jego przyśpieszony oddech były jedynymi dźwiękami rozbrzmiewającymi w okolicy.
  Gdzie podążał? Odkupić swoje grzechy. Jak? Jeszcze nie wiedział, ale musiał to zrobić dla niej. Kiedy? Jak najszybciej. Czemu? Bo ją kochał...

★★★★★★★★★
Trochę z innej beczki 
Średnio to wyszło, ale to tylko taki przerywnik
Rozdziały staram się wyrzucać co tydzień
:D

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział II - Imprezowe Fairy Tail

   Dzień zaczął się niezwykle przyjemnie. Przebijające się przez budynki słońce oświetliło moją twarz, wyrywając mnie ze snu. Wstałam, przeciągając się leniwie. W pokoju panował straszny bałagan. Przekroczyłam porozrzucane ubrania i udałam się wprost do łazienki, żeby pobyć się mgły spowijającej mój umysł.
  Poprzedniego dnia film urwał mi się jeszcze przed wejściem do domu. Więc Gray pewnie musiał mnie do niego wnieść. Uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy pomyślałam o tym jakich mam wspaniałych przyjaciół.
   Wyszłam z łazienki gotowa do działania. W gildii miałam się stawić o dwunastej, więc miałam jeszcze trochę czasu.
  Zaczęłam od śniadania. Włączyłam radio i cicho nucąc, zaczęłam wybijać jajka. Po chwili w kuchni unosił się przyjemny zapach jajecznicy. Pochłaniając kolejną jej porcję, zastanawiałam się co włożyć na popołudniową imprezę. Już z pełnym brzuchem podeszłam do szafy, rozmyślając intensywnie. Wybrałam z niej  czarna spódniczkę i czerwoną bluzkę odkrywającą brzuch. Przyglądałam sięim przez chwilę badawczo, przymierzyłam i z uśmiechem zatwierdziłam swój własny pomysł. Włosy wyjątkowo rozpuściłam. Do paska przypięłam moje klucze w pasującym czerwonym futerale, a całość dopełniłam czarnymi szpilkami.W końcu z takiej okazji można się trochę poświecić.
  Z domu wyszłam nie całe pół godziny przed południem. Stukając obcasami, szybkim krokiem, podążyłam w stronę znanej mi cukierni. Gdy weszłam do sklepu moim oczom ukazały się tuziny słodkości. Podeszłam do lady, a sprzedawczyni z uśmiechem podała mi zamówione wczoraj ciasto. Było zapakowane w szczelne pudełko i papier prezentowy, a mimo to czułam jego słodki zapach. Nie mogłam się powstrzymać od kupienia jeszcze choćby małego ciasteczka dla siebie. Po długim wpatrywaniu i ślinieniu się do wystawki wybrałam małą różowa beze, która mimo iż nie droga wyglądała obiecująco. Po zapłaceniu należności za słodkości z ciężkim sercem zaczęłam kierować się do gildii.
Gdy tak maszerowałam skupiona na stawianiu kroków na nierównej drodze i zachwycona słodkością rozpływającą się w ustach, kątem oka zauważyłam coś różowego. Szybko podniosłam głowę i zobaczyłam Natsu... mijającego mnie bez słowa.
- Hej Natsu - krzyknęła za nim, ucieszona, że w końcu go spotkałam.
  Odwrócił się, zatrzymał i ze zdziwieniem patrzył na mnie.Widać było, że przerwałam mu rozmyślania nad czymś ważnym.
- Cz-cześć Lucy.Yyy... Gomen'nasai spieszę się, zobaczymy się w gildii.
  Obrócił się na piecie, machnął ręką i zniknął za rogiem.
  Zignorowałam zachowanie chłopaka i po chwili prawie wbiegłam do gildii. Byłam trochę spóźniona, ale po budynku dalej krzątało się mnóstwo osób.
- Tutaj Lucy! Chód mi pomóż! - usłyszałam dobrze mi znany głos Miry, dobiegający zza lady.
  Siadłam na wysokim krześle i przyglądałam się poczynaniom przyjaciółki. Dziewczyna z zapałem upychała coś  niebieskiego do ogromnego pudła.
- W samą porę. Proszę pomóż mi zakleić ten prezent. Lada chwila odezwie się Warren. A my jeszcze nie jesteśmy gotowi.- Mówiła szybko z delikatną paniką w głosie.
- Hem? Warren? Co jest w środku? - Przeskoczyłam szybkim susem przez ladę i zaczęłam zaklejać prezent.
-Nie ma czasu na wyjaśnienia.Warren stoi na straży. Ma nas ostrzec, jeśli Erza będzie się zbliżać. Szybciej Lucy!
  Błyskawicznie uwinęłyśmy się z pakunkiem, a Elfman położył go obok reszty prezentów. Dołożyłam również coś od siebie.
  Nie minęła minuta, a po gildii rozniósł się donośny głos Mirajane.
-Erza idzie !!!
  Aż zadzwonił o mi w uszach.Nieco zszokowana zaczęła rozglądać się dookoła. Najwidoczniej wszystko było już ustalone. Każdy zajął wyznaczone miejsce. Budynek jakby opustoszał, zostało tylko kilka osób siedzących przy stolikach i udających znudzenie.
  Czyjaś silna ręka wciągnęła mnie za bar. Tym razem moje szpilki nie zdały egzaminu.Wpadłam na Grey'a i leżąc na nim o mało co nie zaczęła się śmiać, jednak chłopak w porę zakrył mi usta, ze zmieszaniem wpatrując się w moją twarz, która znajdowała się niebezpiecznie blisko jego. To było nawet zabawne do momentu, aż zobaczyłam wściekłą twarz Juvi, ukrywającej się kawałek od nas.Spojrzałam znacząco na chłopaka leżącego pode mną, a potem na Mirę stojącą obok. Mieliśmy problem. Jeśli zaraz czegoś nie zrobimy, rozpięta się tu burza z piorunami gorszymi od tych Laxusa.
  Na szczęście kelnerka szybko domyśliła się o co chodzi. Stanęła przed wściekła dziewczyną i pokazała jej zdjęcie Grey'a trzymającego róże w ręce, wyciągniętej w stronę fotografa, (nikt, nigdy nie odważył się wnikać w historie tej fotografii) przechowywane właśnie na takie okazje.Wodna panna od razu się rozpromieniła, a ja korzystając z chwili jej nieuwagi sturlałam się z maga lodu, zszokowanego już kompletnie tą sytuacją.
  Chwile potem usłyszeliśmy trzask drzwi.Wstrzymałam oddech. Grey prychnął cicho w reakcji na moja minę. Jedna z moich dłoni wylądowała na jego ustach zaś druga na moich własnych. Ciężkie kroki kierowały się w naszą stronę.
- Spóźniłeś się Natsu - Mira próbowała zachować spokój.
  Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej tak to wyglądało. Na  prawdę serce zaczęto walić mi jeszcze mocniej.
- Mamy jeszcze jakieś 45 sekund, widziałem jak Erza wychodzi z dormitorium. - mruknął od niechcenia, kierując się do kryjówki, odprowadzany wściekłym wzrokiem Mirajane.
  Dziewczyna chciała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik i nienawidziła, gdy ktoś jej w tym przeszkadzał, a Natsu właśnie w tym był najlepszy.
  Chłopak posłał tylko nikły uśmiech w naszą stronę i usiadł na samym końcu baru. Za dobrze go znam, żeby sądzić, że ten uśmiech był szczery.
  Grey mruknął coś, ale moja ręka zagłuszyła dźwięk.Zapomniałam o niej całkiem. Delikatnie ją teraz opuściłam i szeptem przeprosiłam chłopaka.
  Po chwili ciche skrzypnięcie wypełniło gildie.Teraz to na pewno była Erza.
  Plan był prosty.
1. Czekamy, aż szkarłatnowłosa znajdzie się w gildii.
2. Wyskakujemy i krzyczymy "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ERZA"
3. Zaczynamy śpiewać urodzinowe piosenki typu "sto lat" itd.
  Problem w tym, że Scarlet to jednak Scarlet i nigdy nie wiadomo co z tego może wyniknąć. Dziewczyna mogłaby, na przykład zrobić szybką podmianę i zanim się obejrzymy pół gildii skończy bez głów, albo bez innych części ciała.
  Wszyscy drżeli ze strachu.Mira zaczęła pokazywać na palcach liczby.
3..
- Hej Mira.
2...
- ...Masz może ciast truskawkowe?
1...
- Nie, mam coś lepszego.
- STO LAT ERZA!! - wykrzyknęła cała gildia jednocześnie.
  Dziewczyna, siedząca na wysokim taborecie, zrobiła wielkie oczy i odchyliła się gwałtownie do tyłu. Jej nogi znalazły się w górze i usłyszeliśmy głuche łupnięcie ciała spadającego na podłogę.Tego się nie spodziewaliśmy. Mieliśmy przerąbane. Wstrzymałam oddech. Wszyscy zbledli do granic możliwości. Ci, których nie sparaliżował strach, próbowali wymknąć się niezauważeni z budynku.
- Raz. Dwa.Trzy. Nokaut! Uwaga proszę państwa wielka Erza została znokautowana. Uczcijmy to imprezką!!
  Natsu stał nad Tytanią i śmiał się beztrosko. Ten to zawsze ma wyczucie. Żegnaj Dragneel...
  Dziewczyna próbowała wstać, ale... zaczęła śmiać się tak bardzo, że opuściły ją wszystkie siły.Odetchnęliśmy z ulgą. To jeszcze nie nasz koniec. Różowowłosy podał rękę dziewczynie i uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił. Tym razem był to całkowicie szczery uśmiech.
  Gildia wypełniła się śmiechem i zapachem alkoholu. Gray zaczął kłócić się z Natsu. Juvia przyglądała się swojemu wybrankowi z zachwytem. Cana wyzywała kolejne osoby do pojedynku w piciu. Gajeel naśmiewał się z Levy. Mirajane z uśmiechem stała za barem, co chwile wydając nowe porcje sake. Lissana i Elfman rozmawiali gdzieś z boku, śmiejąc się z czegoś. Exceedy latały wesoło nad naszymi głowami. Mistrz siedział tradycyjnie na swoim miejscu, przyglądając się swoim "dzieciom"  i z zadowoleniem popijając alkohol. Całą gildię wypełniała radość. Stare, dobre Fairy Tail. Moja rodzina.
  Zabawa trwała w najlepsze. Ale czy ktoś pamiętał o prezentach?
  Może jednak uda mi się zagarnąć ciasto dla siebie? A może Erza się podzieli?
  Usiadłam koło mocno już ciachniętej, czerwonowłosej dziewczyny pijącej z Caną.
- Erzuś nie chcesz otworzyć prezentów? - zapytałam cichutko, szczerząc się do niej.
  Scarlet oderwała się od kufla i zrobiła minę, która wskazywała na to... w sumie na nic nie wskazywała. Tytania po prostu się schlała. Gdy jej odrobinę nieobecny wzrok odnalazł moją twarz, uśmięchneła się i zaczęła zastanawiać się nad czymś bardzo intensywnie. Po chwili jednak z powrotem wróciła do kufla i łapczywie wypiła resztę napoju.
  No tak.To była przegrana sprawa. Ruszyłam wolnym krokiem, uważając, by szpilkami nie nadepnąć na kogoś leżącego na podłodze. Trochę dwoiło mi się w oczach. Wypiłam tylko kilka kufli. Wzrokiem błądziłam po wnętrzu szukając kogoś zdatnego do rozmowy. Duża część członków gildii leżała już, nieprzytomna na podłodze. Gromowładni zwineli się do domu przed drugą. Bisca i Alzack odpadli już na samym początku ze względu na Asuke. Gajeel odniósł śpiącą Levi,Wendy,Carle i swojego kota do domów, a sam też gdzieś zaginął. Elfman, jako mężczyzna, pił razem z Caną i Erzą. Lissana i Natsu kleili się do siebie gdzieś w kącie. Gray bezuczuciowo odganiał się, od rozpływającej się Juvie. Mira przyglądała się wszystkiemu polerując kufle i sprzątając bar. Podeszłam do niej z nadzieją na rozmowę.
-Miruś otworzymy prezenty? - spytała z nadzieją.
 Oczy białowłosej zrobiły się wielkie jak spodki. Z lękiem spojrzała na górę pudeł, leżących z boku sali. kufel niemal wypadł jej z ręki. Aż tak przeraziły ją nierozpakowane prezenty?
-Mistrzu..! - niemal wykrzyknęła - Z resztą nie ważne... - dokończyła zrezygnowana, gdy dostrzegła, że Maracov leżał ułożony wygodnie na podłodze za barem.
- Luce, chyba mamy problem. Musisz mi znów pomóc, proszę - widziałam powagę na jej twarzy i prośbę w jej oczach. Nie mogłam jej odmówić.
  Chwyciłam się lady, chwiejąc się na szpilkach, które nagle stały się bardzo niestabilne. Próbowałam wyczytać coś z jej twarzy, ale domyśliłam się tylko, że w jednym z pudeł musi być coś ważnego. No na przykład moje ciasto. Cholera, mogłam je zjeść. Nikt by się nie zorientował.
- O co chodzi? - odezwałam się w końcu po chwili namysłu.
- Musimy jak najszybciej otworzyć prezenty.
- Ale Erza nie kontaktuje, nikt już dzisiaj nie kontaktuje. Zostałyśmy tylko my, samotne- podparłam, głowę na rękach. Nagle zrobiło mi się jakoś smutno.
Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę chłopaków.
- Gray, jeszcze w miarę ogarnia, Natsu odleciał, nie ma bata, nie damy rady - jojczyłam, niemal spływając z lady.
- Gray jest w niezłej formie, Natsu zaraz wytrzeźwieje, szybko spala alkochol. Niestety musimy ich odciągnąć od romansów. Są nam potrzebni. A teraz słuchaj...
  Skupiłam całą swoją uwagę na tym by zrozumieć plan Miry. Wszystko było w miarę jasne. Najważniejsze to doprowadzić Scarlet do porządku. Tym zajęła się białowłosa. Ja miałam zająć się Gray'em, Natsu i resztą niedobitków.
  Ściągnęła buty i podeszła do maga lodu. Na jego kolanach spała niebieskowłosa dziewczyna, a on siedział z zamkniętymi oczami i rękami zaplecionymi za głową.Trudno mi było zepsuć ten słodki obrazek. Ale obowiązek to obowiązek.
- Grey? - szepnęłam, upewniając się czy na pewno nie śpi.
- Co jest? -mruknął ospale, otwierając oczy
- Mamy mały problem i cię potrzebujemy
  Chłopak przeciągnął się, spojrzał na dziewczynę leżącą na jego udach i trochę się wzdrygnął. Uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo. Odwzajemnił uśmiech i ostrożnie zdjął głowę Juvi z nóg.
- A więc o co chodzi? - zapytał wstając
  Streściłam mu sytuacje, a on błyskawicznie udał się w stronę Mirajane.
  Ja natomiast podeszłam na palcach do Natsu i śpiącej na jego torsie dziewczyny. Szturchnełam chłopaka delikatnie nogą. Zero reakcji.
- Natsuu - powiedziałam trochę głośniej niż powinna, pochylają się nad nim.
  Lissana poruszyła się niespokojnie. Smoczy zabójca gwałtownie otworzył oczy i spojrzał w moje brązowe tęczówki. Chwile potem jednak jego wzrok uciekł niżej. Wyprostowałam się i kopnęłam go mocniej niż wcześniej.
- Wstawaj zboczeńcu. Potrzebujemy cię.
  Było już dobrze po trzeciej, gdy wszyscy, którzy byli jeszcze zdolni ustać na nogach, zebrali się wokół Erzy otrzeźwionej przez magów. Miało się właśnie odbyć rozpakowywanie prezentów urodzinowych. Scarlet podeszła do największego z pudeł. Kucnęła przy nim i usiłując się chwile z papierem zaczęła otwierać pakunek. To co zobaczyła w środku przeszło jej najśmielsze oczekiwania...


★★★★★★★★★★
Chyba domyślacie się co mogło tak za chwycić Erze :p
Chętnie 'wysłucham' wszelkich:
Rad
Pomysłów
Uwag
Itd.
Zachęca do komentowania
Nie gryze ;3
EDIT: Chyba wszystkie błędy poprawione :D
Względnie brak przecinków ;)
Mam nadzieje że wybaczycie :*

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział I - Nunataki


  Wstałam wcześnie rano, wzięłam orzeźwiający prysznic, ubrałam się w krótkie spodenki i białą koszulę bez rękawów, zjadłam szybkie śniadanie i z nadzieją ruszyłam do gildii. Kiedy zdyszana wpadłam do budynku moim oczom ukazała się tylko Mira polerująca kufle.

- Hej Mirajane, czemu w gildii nikogo nie ma?
- Lucy? coś się stało? - spytała zdziwiona. - Jest jeszcze wcześnie. Przewinęło się tu kilka rannych ptaszków, ale jak widzisz, nikt nie został na dłużej. 
   Spojrzałam na zegarek. Czyżby było aż tak wcześnie? Salamander przyjdzie pewnie za jakieś dwie godziny. Chyba pójdę do miasta bo nie ma sensu tu siedzieć.
- Oj faktycznie... Wrócę później - uśmiechnęłam się i udałam się w stronę wyjścia. - A, i jeszcze jedno, mogłabyś przekazać Natsu, że chce z nim pogadać? - spytałam wychodząc z gildii. 
   Mira kiwnęła potakująco głową.
- Do zobaczenia - krzyknęłam na odchodne.
   Nie usłyszałam odpowiedzi ponieważ przypomniałam sobie o czymś bardzo ważnym i pobiegłam w stronę miasta...  
    Jutro urodziny Erzy. O mało co nie zapomniałam, a mogłoby się to naprawdę źle skończyć. Jeej.... Nie na co dzień jest się tak niebezpiecznie blisko śmierci. Czas teraz wziąć się w garść i kupić jej jakiś prezent. Hemm... może list gończy autografem Jellala? Hahaha nie, Lucy, naprawde tak śpieszno ci do grobu? Z drugiej strony ciekawe czy ten przestępca wpadnie nas odwiedzić. Miło by było w każdym razie. Dawno go nie widziałam.
   Dobra, tak wracając do prezentu myślę ze nasza Scarlet ucieszy się z jakiegoś ciastka. Taaak, to genialny pomysł. Nie drogie, a Erza będzie w siódmym niebie. 
  Wyruszyłam wiec na poszukiwanie czegoś odpowiedniego. Ciasto tiramissu, wielka beza, a może truskawkowy tort? Weszłam do pierwszej, lepszej cukierni, spojrzałam na ceny i zrobiło mi się słabo. Przecież to nie może tyle kosztować!!! Jej, a tak się cieszyłam ze wystarczy mi w tym miesiącu na czynsz.
  Postanowiłam poszukać czegoś tańszego, ale po prawie godzinie poszukiwaniach wróciłam do pierwszej - jak się okazało najlepszej i jednocześnie w miarę taniej cukierni i zamówiłam najbardziej odpowiednie ciacho, na które wydałam wprost krocie.
  Będę musiała wyskoczyć na jakąś misje. No cóż jakoś to przecierpię.
  Ruszyłam w stronę gildii. Natsu powinien już tam być. Zawiodłam się dziś po raz drugi. W budynku było już kilkanaście osób w tym Erza i Gray. Spytałam o Dragneel'a ale nikt go nie widział.
  Podeszłam do Mirajane.
- Mira, był tu może Natsu?
- Hej Lucy, miło cię znowu widzieć - jak zawsze powitała mnie  uśmiechem.- Natsu wpadł dzisiaj tylko na chwile, wziął jakąś misje i wyszedł z gildii.
- A przekazałaś mu moja wiadomość? - zapytałam trochę zdziwiona.
- A Tak! Powiedziałam, że masz do niego sprawę , ale mruknął tylko coś po nosem, bardzo dziwnie się zachowywał, przykro mi Lucy - powiedziała z troska w głosie.
  Z jakiegoś powodu bardzo mnie to zabolało, nie dość, że moja wiadomość całkowicie go nie obchodzi to jeszcze wyrusza na misje beze mnie, czego nie robił już od bardzo dawna. Z drugiej jednak strony zaczęłam się o niego martwić. Nigdy się tak nie zachowywał...



   Natsu zniknął, wiec na mnie i Greya spadła odpowiedzialność zajęcia Erzy w czasie, gdy reszta przygotowywała jutrzejsze przyjecie. Musieliśmy wybrać odpowiednią misje, tak abyśmy wrócili jeszcze dzisiaj, ale nie zbyt wcześnie żeby Erza przed snem nie zdążyła zahaczyć o gildię. Mistrz załatwił na szczęście zadanie w sam raz na upalny dzień jaki właśnie się rozpoczynał. Złapanie jakiś dziwnych, wodnych stworzeń - nunataków, grasujących w kąpielisku tuż za miastem. Nagroda była przydzielana od sztuki i naprawdę spora jak na tak przyjemne okoliczności. Chociaż, jakby to podzielić na trzy osoby, pokrywało to tylko niewielką część moich miesięcznych potrzeb. Słowem - byłam cholernie spłukana.

  Na plaży znaleźliśmy się tuż przed południem. Słońce nie dawało wytchnienia, a woda kusiła swoją przejrzystością. Wokół znajdowało się mnóstwo ludzi. Większość z nich chłodziła się w wodzie, ale byli i tacy, którzy mimo prażącego słońca wylegiwali się na piasku. Rozłożyliśmy nasz koc piknikowy i usiedliśmy w zacienionym miejscu, na uboczu. Mimo to doskonale było stamtąd widać całe jezioro. 
  Czas mijał, a powietrze robiło się coraz cieplejsze. Nasze stworzenia nie wychylały się z wody nawet na chwile. Oczywiście żadne z nas nie wzięło stroju kąpielowego i powoli zaczęliśmy tracić wszelką nadzieję.
  Z zachłannością wypijałam kolejną butelkę wody, która prawie wrzała mi w ustach.
- Grey, mógłbyś... Się do cholery ubrać?! - Zmieniłam pytanie, gdy moim oczom ukazał się Fullbaster w całej okazałości. Nie ukrywając, już się zaczęłam do tego przyzwyczajać. Nie, to nie było normalne.
- Gorącoooo... - mruknął chłopak. - Nawet mój lód się topi - mówiąc to złożył ręce, a potem machnął nimi gdzieś nad głową.
   Chwile potem kilka litrów lodowatej wody spłynęło po mnie, wsiąkając w koc. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza, a potem powoli je wypuściłam, próbując nie wybuchnąć. Grey zerwał się gwałtownie do siadu, a Tytania z całych sił próbowała stłumić śmiech. Skierowałam nienawistny wzrok w stronę, jakimś cudem, ubranego już w połowie chłopaka. Uśmiechnął się nieśmiało.
- Przynajmniej nie jest ci gorąco...- Mówił jakby bał się, że uruchomi zaraz bombę. I zrobił to.
  Nawet się nie obejrzał, a jego głowa znajdowała się pod powierzchnią jeziora. Oczy wszystkich zwróciły się w stronę mojej ręki, która ją tam trzymała. Uśmiechnęłam się zawstydzona i wyciągnęłam chłopaka za włosy.
- Wszytko w porządku? - zapytałam z udawaną troską. Duża część ludzi odwróciła wzrok.
- Zwariowałaś?! Mogłaś mnie przecież... - resztę jego wypowiedzi zagłuszył bulgot. Stanowczo za dużo gadał. 
  Zaraz potem również ja znalazłam się pod wodą. Spróbowałam krzyknąć, ale Grey zasłonił mi ręką usta i wskazał gdzieś w bok. Spanikowana rozejrzałam się w około wypuszczając resztę powietrza. Chłopak przewrócił oczami, odepchnął się od dna i chwytając mnie w pasie pomógł się wynurzyć. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i odzyskując powoli panowanie nad oddechem, spiorunowałam Fulbustera wzrokiem.
- Dobra już spokojnie, nabierz powietrza, coś ci pokarze. - Powiedział puszczając mnie powoli.
  Odepchnęłam się od niego. Coś otarło się o moją nogę, krzyknęłam i zniknęłam pod powierzchnią. Zanim jednak zdążyłam zachłysnąć się wodą jego ramię znów oplotło mnie w pasie, dźwigając ponad taflę. Odruchowo złapałam się jego szyi ponownie uspakajając oddech. Zaśmiał się cicho.
- Za dużo spotkań z aquaticus... - jęknęłam
- Rozumiem, zaufaj mi, to ważne - powiedział z delikatnym uśmiechem.
Puściłam jego szyje i oddaliłam się na kilka centymetrów, ale ona nadal trzymał mnie w pasie.
- Gotowa? - zapytał obdarzając mnie pewnym spojrzeniem i delikatnie przesuwając nas na głębszą wodę.
   Skinęłam głową i nabrałam powietrza, rozluźniając ciało. Zanurzyliśmy się. Chłopak stworzył prowizoryczne, lodowe łańcuchy żeby przez pewien czas utrzymać nas pod wodą. Objęłam go żeby nie odpłynąć. Przyciągnął się mocniej, przygniatając mnie do dna. Woda była krystalicznie czysta i z łatwością mogłam zobaczyć nogi ludzi kąpiących się na brzegu i podążającą w naszą stronę Tytanię. Grey niecierpliwie szturchnął mnie ramieniem, na ile było to możliwe w jego pozycji. Wskazał głową na prawo.
   Usilnie wpatrywałam się w miejsce gdzie woda delikatnie zmętniała. Było tam coś, jakiś cień, stworzenie, którego nie umiałam zidentyfikować. Czyżby?  To nasze tajemnicze stworki? Powoli zaczynało nam brakować powietrza. Popatrzyłam na twarz Grey'a ale jego spojrzenie było utkwione w miejscu, w którym przed chwilą znajdował się nasz cel. Nagle jego głowa odwróciła się w moją stronę, a oczy niebywale się rozszerzyły. Woda wokół nas zawirowała i unieśliśmy się do góry. Zdezorientowani zaczerpnęliśmy gorącego powietrza.
- Długo macie się jeszcze zamiar tak bawić? - wykrzyknęła półnaga Tytania, trzymając nas za szyje.
- H-hej, wykonujemy tylko naszą misję. - zaczął się usprawiedliwiać Grey, próbując wyswobodzić się, z odcinającego tlen, uścisku dziewczyny.
  Erza spojrzała na nas badawczo i znów z pluskiem wpadliśmy do wody. 
- Możecie mi to wyjaśnić? - bardziej zażądała niż spytała.
- Jakbyś nie zrobiła tyle zamieszania , byłoby o wiele łatwiej - warknął Fulbaster, ale uciszyłam go wzrokiem zanim powiedział coś więcej.
- Te stworzenia, nunataki tak? Wielkość 40-60 cm, kolor ciemnoszary, ciało pokryte ostrymi łuskami, mocno rozbudowane płetwy, szeroki otwór gębowy, dwie pary oczu... - zaczęłam, od niechcenia recytować dane z ogłoszenia.
 - ... które świecą w ciemności, atakują tylko w przypadku gdy wyczują krew... - kontynuował Grey z niepokojem spoglądając w wodę - ...czym bardziej są najedzone tym bardziej agresywne się stają. 
- Erza nie ruszaj się - szepnęłam
  Z paskudnego rozcięcia, na udzie dziewczyny, którego nabawiła się na ostatniej misji, cienką stróżką spływała krew. 
- ...Dotąd zauważono ok.50 sztuk, żadnej jednak nie udało się złapać... - dokończyła Erza półgłosem, próbując zatamować upływ krwi.
  Rozejrzałam się wokół, słońce świeciło w zenicie, a niemal wszyscy ludzie znajdowali się w wodzie.
Coś przemknęło pod powierzchnią i otarło się o nasze nogi. Poczułam piekący ból, przez który niemal straciłam równowagę. Woda wokół nas zmieniła kolor na brunatny. Spanikowana sięgnęłam po klucze, tylko po to by przekonać się, że zostały one na brzegu. Erza i Grey całkiem znieruchomieli.
  Cholera, cholera, cholera. Tylko jedna myśl odbijała się echem pod moją czaszką. Woda robiła się coraz ciemniejsza. Z trudem powstrzymywałam drżenie okaleczonych nóg. Widziałam jak mięśnie na twarzy Erzy drgnęły, kiedy uświadomiła sobie, to co ja dokładnie przed chwilą. Wystarczył jeden nie właściwy ruch, a nunataki bez wątpienia zaczną atak. Mogliśmy poradzić sobie z większością z nich. Problem jednak tkwił w tym, że nie byliśmy sami, a chronienie siebie i spanikowanych ludzi zarazem, był nie lada wyczynem. Potrzebowałam kluczy, jeszcze nie wiedziałam po co, ale ich koniecznie potrzebowałam.
- Grey... Wyślij mnie na brzeg i jakoś je unieruchom. - Spojrzałam na niego, prawie nie odwracając głowy. 
  Napięłam wszystkie mięśnie, gdy chłopak złożył ręce i moje ciało uniosło się do góry. W tym samym momencie wszystkich ludzi, którzy byli w wodzie otoczyły kopuły z lodu, a wokół rozniósł się krzyk sprzeciwu. Miałam niewiele czasu. Moje ciało w dosyć niekontrolowany sposób ześlizgiwało się z lodowej zjeżdżalni kończącej się na brzegu. 
   Taurus? Nie. Cancer? Nie! Scorpio? Nie! Nie! Nie! Już wiem!
   Zanim zdążyłam, stanąć na nogi, moja droga się skończyła. Przetoczyłam się kilka metrów i wylądowałam tuż pod naszym kocem. Rzuciłam się w stronę pęku kluczy, przebijając się przez tumany kurzu, który wzbił się w powietrze przy moim upadku.
- Aries! Dużo wełny! - krzyknęłam, machnąwszy kluczem z takim zapałem, że prawie wypadł mi z dłoni. 
  Złapałam oddech. Przede mną, tam gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się jezioro, jak okiem sięgnąć rozpościerała się kołderka różowej, mięciutkiej wełny. Gdzieś z pośród niej usłyszeć można było stłumione krzyki zaskoczenia i trzaski kruszonego lodu. 
- Dziękuje Aries - mruknęłam opadając z ulgą na piasek i odsyłając ducha.
  Ledwo zdążyłam uspokoić dudniące w głowie tętno, a moim oczom ukazała się Erza w zbroi lotu, lądująca z gracją, w miękkim puchu. Zaraz za nią z pod kołderki wygrzebał się Fulbaster. 
  W czasie gdy magowie próbowali z twarzą wyjść z sytuacji, w okół zaczął panować niemały chaos. Wezwałam jeszcze dwa duchy modląc się żeby nie stracić przytomności.
- Leo, Sagittarius, zróbcie z tym porządek.
   Lew skarcił mnie wzrokiem za tak nędzne zadanie, zastrzygł uszami i znikł w różowym puchu, po chwili wyrzucając z niego spanikowanych ludzi.  Strzelec natomiast, zadowolony, że może się w końcu wykazać, wdrapał się na pobliskie drzewo i zaczął zasypywać jezioro gradem strzał.


 *ERZA*
   
- Erza zrób to, Erza zrób tamto - mruczałam pod nosem, przemierzając ulice miasta.
  Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, wymieniając miedzy sobą zdziwione spojrzenia. Nie wiedziałam czy chodzi o to, że mówię sama do siebie czy o to, że idę środkiem miasta w zbroi giganta oblepionej różową wełną, wlekąc za sobą worek, ekhem... Wór pełen wielkich cielsk ty pieprzonych nunataków i cholera wie, czego jeszcze. Chyba ktoś pominął fakt, że burmistrzowi chodziło raczej o dwie, góra trzy sztuki tych ryb, a nie całą faunę jeziora. 
  Weszłam do dużego budynku, tuż przy głównej ulicy Magnolii, trzymając ruszającą się jeszcze rybę w bezpiecznej odległości od twarzy. Recepcjonistka niemal zemdlała, urzeczona mą osobą, więc pomachałam jej przed twarzą dosyć sfatygowaną kartką z ogłoszeniem i ruszyłam we wskazanym przez nią kierunku.
- Ale nie może pani... - jej drżący głos odcięła zamykająca się, za moimi plecami, winda.
  No cóż, to nie ja wybrałam takie zlecenie.
  Zapukałam delikatnie w wielkie drzwi prowadzące do gabinetu burmistrza, podmieniłam zbroje na elegancką sukienkę i przeczesałam włosy ręką, pozbywając się resztek wełny. Gdy usłyszałam ciche "proszę", weszłam do środka i pewnym krokiem zbliżyłam do ogromnego biurka stojącego na środku pokoju. Burmistrz niemal wstał ze swojego krzesła, widząc przed sobą rzucając się półmetrową rybę, świecącą czerwonymi oczami i raz po raz otwierającą pysk domagając się wody. Mężczyzna przełykając jednak początkowy szok, uśmiechnął się do mnie i machnął na swoich podwładnych, którzy błyskawicznie zabrali stworzenie z biurka. 
- Cieszę się, że zadanie trafiło w pani ręce, panno Scarlet - mruknął sarkastycznie i wskazał na krzesło abym usiadła.
- Ach, to zasługa głównie moich przyjaciół  - odpowiedziałam, beztrosko się uśmiechając.
  Jego twarz przybrała nieco zbolały wyraz, a ciało nagle zastygło w bez ruchu. 
- Ach tak? - spytał retorycznie, siląc się na przyjemny ton. 
- Oczywiście - powiedziałam jakby to była najpewniejsza rzecz w moim życiu - Z resztą jeśli pan nie wierzy, proszę tylko spojrzeć - Uśmiechnęłam się najmilej jak umiałam i z gracją wstałam zapraszając burmistrza by spojrzał przez okno.
  Niechętnie, aczkolwiek z ciekawością mężczyzna stanął koło mnie, kierując wzrok na ulice przed budynkiem, gdzie wokół kilkutonowego worka rozlewała się plama rozcieńczonej krwi i mokrej wełny. Z dumą założyłam ręce na piersi, zadowolona z wykonanej roboty. Burmistrz jednak nie był chyba tego samego zdania bo zbladł, jego oczy przybrały rozmiar talerzy, a szczęka niemal dotknęła podłogi. Nie byłam pewna co go tak przeraziło, czy suma pieniędzy jakie powinien nam wypłacić czy raczej perspektywa sprzątania ulicy. No cóż jedno było pewne, to nie ostatnia rzecz, która doprowadziła tego kolesia do palpitacji serca. Czekała go bowiem jeszcze jedna wesoła wiadomość.
  Zadzwonił telefon.
- W takim razie już nie przeszkadzam - powiedziałam kierując się w stronę drzwi - pieniądze proszę przesłać do Fairy Tail, życzę miłego dnia. - rzuciłam jeszcze na odchodne, przesłodkim głosikiem. 
  Z hukiem zamknęłam za sobą drzwi i kierując się z powrotem w stronę windy podmieniłam sukienkę na moją codzienną zbroję. Dzwonek telefonu ucichł, a ja aż przystanęłam, żeby usłyszeć...
- Fairyy Taaaaaail - budynek aż zatrząsł się od doniosłego głosu burmistrza, przesyconego wściekłością.
  Uśmiechnęłam się dumie i zjechałam na dół. Pożegnałam jeszcze całkiem zszokowaną recepcjonistkę, po czym udałam się w stronę zalewu.




*LUCY*



  Tak jak się spodziewaliśmy, do domu wróciliśmy dopiero późnym wieczorem. Księżyc świecił jasno, oświetlając nam drogę. Ledwo żywi odstawiliśmy Tytanie bezpiecznie do mieszkania i oddalając się na bezpieczną odległość, usiedliśmy całkiem wypompowani na ławce w parku. Mieliśmy za sobą cały dzień pracy, z czego złapanie tych rybek było z nich najłatwiejsze. Godzinne szukanie Erzy, która utknęła w sklepie z bronią w czasie powrotu z rynku, też było niczym, w porównaniu ze sprzątaniem jeziora. Ale jak mus to mus. Jeśli chcieliśmy żeby zostało nam cokolwiek z nagrody, sami musieliśmy to załatwić. Na dokładkę Scarlet po ciężkiej robocie, nabrała ochoty na coś słodkiego, co poskutkowało kolejnymi godzinami ganiania za nią po mieście. Byłam padnięta, oblepiona wełną, z rozcięcia na nodze nadal sączyła się krew, głowa mi pękała, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Marzyłam tylko o kąpieli i ciepłym łóżku.

- Liczę, że otrzymamy jakąś specjalną nagrodę za takie poświęcenie - burknęłam, żeby przerwać nieznośną cisze.
- Ej, to chyba oczywiste? - Odpowiedział chyba troche bardziej entuzjastycznie niż to miał w zamiarze.
   Zaśmiałam się cicho, zmieniając pozycje. Chłopak uśmiechnął się tylko i rozciągnął, zamykając oczy. Postanowiliśmy odpocząć chwile, ponieważ nie byliśmy w stanie nawet ustać na nogach. .W końcu, po kilkudziesięciu minutach, wylegiwania się na ławce w niezbyt wygodnej pozycji, wpadłam na genialny pomysł.
- Hej Grey! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
Chłopak z przerażeniem otworzył oczy.
- Mam genialny pomysł. Jak tam z twoja mocą?
- Wystarczającą żeby zamrozić ci budzie Lucy. Chcesz mnie przyprawić o zawal?
- Dobra, dobra, nie chciałam. Słuchaj! Dasz rade zamrozić drogę pod mój dom?
- No teoretycznie tak. Odzyskałem już trochę sił.
- Jeśli połączymy moje duchy i twoja ślizgawkę to możemy bez problemu dostać się do domu. - Niemalże wykrzyknęłam.
- A dokładniej? - Bez entuzjazmu mruknął Fulbaster.
- Nie marudź tylko działaj. Teraz na ulicach jest pusto, wiec będzie niezły ubaw.
- Lucy, jesteś czasem gorsza niż Erza. - Chłopak machinalnie przetarł twarz ręką.
- Proszęęęęęę - spojrzałam na niego błagalnie.
- Oj no dobra. - przewrócil oczami, a drodze pojawiła się ucieka warstwa lodu.
  Odszukałam, właściwy klucz i machnęłam nim w nadziei, że wystarczająco zregenerowałam swoją moc.
- Witaj księżniczko czy to czas na karę? - Przywitała mnie swoim tradycyjnym tekstem.
- Znajdź proszę jakąś sporą deskę i długi sznur - rozkazałam, całkowicie ją ignorując.
  Byłam zbyt zmęczona, by wykrzesać z siebie choć odrobinę tolerancji.
Dziewczyna oddaliła się grzechocząc łańcuchami, a ja ciężko opadłam na ławkę. Gray spojrzał na mnie z niepokojem, ale uspokoiłam go pewnym uśmiechem.  Różowowłosa wróciła po chwili  niosąc płaski kawałek drewna, wystarczający by na nich usiąść, oraz gruby sznur. Gray usmiechnął się wiedząc co mam na myśli. Usiadłam na jednej pierwsza, a on wygodnie usadowił się za mną owijając sznury wokół rąk dla pewności.
- Ruszamy Virgo! - krzyknęłam do gotowej już dziewczyny
- Tak jest księżniczko!
   Panna leciała szybkim tempem wzdłuż toru który stworzył Gray, a nasz śmiech słychać było w chyba w całej Magnolii.

*NATSU*


Dochodziła północ, gdy po skończonym zadaniu, które zlecił nam staruszek, szlem z Happy ciemnymi ulicami Magnoli.
- Ej Natsu, słyszysz to?
- Nie - powiedziałem zajęty swoimi myślami. Pewnie znów jakieś dzieciaki hałasowały po nocy.
- Chodźmy zobaczyć co się dzieje!
  Niebieski kotek z radością zaczął lecieć w stronę głosów, ale w ostatniej chwili złapałem go za ogon. Zina fala powietrza przyniosła znany mi zapach.
- Czuje mrożonkę, a nie mam ochoty na niego patrzeć. Chodźmy do domu.
  Odwróciłem się i pewnym krokiem zacząłem podążać w stronę naszego mieszkania.
- Natsuuuu?
- Co jaszcze? - warknąłem rozdrażniony i zmęczony.
- A nie wydawało ci się, że jest tam tez Lucy?
  Zatrzymałem się nagle a Exceed wpadł na moje plecy. Jakby na potwierdzenie usłyszałem jej dźwięczny śmiech odbijający się między budynkami.
  Skupiłem swoje zmysły. Lekki, słodki zapach blondynki mieszał się ze smrodem lodówki.
- Poczekaj tu chwile Happy- krzyknąłem i pobiegłem w ich stronę.
- Hej Natsuu...- Jęknął niebieski stworek, położył uszka i zniknął z mojego pola widzenia.
Po kilkudziesięciu minutach błądzenia po wąskich uliczkach za ich zapachem, wyraźnie usłyszałem głos Grey'a rozmawiającego z Virgo. Podążałem dalej za nimi do momentu, gdy się zatrzymali.
- Dziękuje
- Wszystko dla księcia- ukłoniła mu się
-H-hej, wystarczy Grey - speszył się trochę chłopak.
- Jest pan mężem księżniczki nie wypada mi się zwracać do księcia po imieniu. - ukłoniła się różowowłosa.
- Ej, o czym ty...
  Dziewczyna zniknęła, a Gray stał z szeroko otwartymi oczami.
  Co ten dupek sobie myśli? Że on mężem Lucy? O nie, nie pozwolę na to. Ja ją sprowadziłem do tej gildii i jestem jej przyjacielem nie będzie się umawiać z miętówką za moimi plecami. 
  Ruszyłem powolnym krokiem, oddając się rozmyślaniom jak najlepiej ubić Fulbastera. Chciałem dojść do domu, moje nogi doprowadziły mnie jednak pod mieszkanie Heartphilii. Popatrzyłem na jej okno i nie byłem w stanie powstrzymać się od wejścia na górę. Parapet skrzypnął cicho pod moim ciężarem. Dziewczyna poruszyła się lekko, ale na szczęście nie wyrwało to jej ze snu. Miała całkiem spokojną twarz.
    Zawsze się tak uśmiechała gdy pisała swoją książkę. Przez myśl przemknęło mi, że to świetna okazja żeby ją poczytać, ale wolałem nie ryzykować kolejnego guza.
  Siedziałem na parapecie dobrą godzinę wpatrując się ślepo, to w twarz przyjaciółki, to w gwieździste niebo. 
   Dochodziła druga, gdy skradałem się do hamaka, by nie zbudzić śpiącego na nim Heppy'ego.
- Natsuu? Byłeś u Lucy?- powiedział zaspanym głosem kotek, gdy wpadłem na kolejną rzecz leżąca na podłodze.
- Nie Happy- powiedziałem od niechcenia
- Myślisz, że zostawi na dla Gray'a?- Mruknął zasypiając, nieświadomy jak bardzo mnie to dotknęło.
  Resztę nocy spędziłem wsłuchując się w cichy i spokojny oddech przyjaciela. Sen przyszedł dopiero , gdy słonce zaczęło przebijać się przez brudne okna i przyniosło uspakajające ciepło.




*****


EDIT: Nareszcie koniec ;_; 

Mam nadzieję, że wyszło z tego coś sensownego :O

czwartek, 13 listopada 2014

prolog


  Nazywam się Lucy, Lucy Heartfilia. Tak, ta Heartfilia. Teraz jednak moje nazwisko nie ma ze mną zbyt wiele wspólnego. Kilka lat temu uciekłam z domu. Moja mama umarła, gdy byłam jeszcze dzieckiem, a ja nie mogłam wytrzymać osamotnienia i ignorancji ze strony ojca, który całkowicie zamknął się w sobie po jej odejściu.
 Wyruszyłam w podróż. Dokąd? Nie miałam pojęcia. Szukałam tego, czego mi dotychczas brakowało. Opieki. Zainteresowania. Przyjaźni. Magi. Prawdziwego życia. Opuściłam dom i wszelkie wygody. Odeszłam. Moim celem stało się wstąpienie do gildii magów.
  Już na początku wpakowałam się w niezłe kłopoty, nabierając się na fałszywy urok. Uratowana przez różowowłosego młodzieńca, rozpoczęłam nową przygodę. Natsu -bo tak nazywał się chłopak -należał do Fairy Tail -najlepszej gildii w całym Fiore. Wkrótce i ja stałam się jej członkiem, tym samym spełniając swoje największe marzenie.
  Dołączyłam do drużyny wspomnianego wcześniej Smoczego Zabójcy -Natsu Dragneel'a, Maga Lodu -Gray'a Fullbuster'a oraz najsilniejszej kobiety w gildii -Tytani Erzy Scarlet. Przeżyliśmy już razem mnóstwo przygód i ciągle spotykają nas nowe. Rzadko mogę się na nich wykazać, nie mogę się przecież równać genialnymi magami jakimi są moi przyjaciele. Wciąż się uczę i mam nadzieję, że kiedyś dorównam magom z mojej gildii. To moje nowe marzenie.





 Opowiem coś o moim wybawcy. Jest to energiczny chłopak o charakterystycznych różowych, zawsze rozczochranych włosach. Nieodłącznym elementem jego ubioru jest biały szalik, wyglądem przypominający łuski, który dostał od swojego "ojca" ognistego smoka Igneel'a jednak w 7 lipca 777 roku smok zaginął, a chłopak wstąpił do gildii Fairy Tail, jej znak ma wytatuowany na prawym ramieniu. Poznał tam wiele osób mi. Okrutną Erze i Graya którego od razu znienawidził. Z czasem do ich bandy dołączył kot - Happy, najlepszy przyjaciel Salamandra. Właściwie nie kot, a Exceed czyli pochodzący z Edolas niebieski stworek ze skrzydłami. W jego "wychowaniu" pomagała najlepsza przyjaciółka Natsu -Lissana. Dziewczyna pewnego dnia zginęła, a Salamander stracił kolejną ważną osobę w swoim życiu. Jakiś czas po tym jak w końcu się pozbierał, jej niespodziewany powrót znów wywrócił jego świat do góry nogami. Przyrzekł sobie ją chronić i już nigdy więcej nie stracić nikogo ze swoich bliskich.`
  Smoczy Zabójca wczesne lata dzieciństwa spędził na ciągłych bijatykach i próbach pokonania Fullbustera oraz Scarlet. Przez ten czas zyskał na sile, podszkolił swoja moc ognia i wydoroślał (niestety tylko z wyglądu). Natsu jest strasznie porywczy i zawsze szuka za czepki. Mimo iż czasem wydaje się kompletnym debilem dla swoich bliskich jest gotów poświęcić wszystko.
  Przyjaźnie się z nim już od kilku lat, jest ode mnie ptawie dwa lata starszy i niedługo będzie obchodził 19-naste  urodziny. Odkąd się poznaliśmy zawsze był dla mnie podporą, rzadko się tego przyznaje, ale jestem z nim bardzo związana, mnóstwo czasu spędzamy razem i choć bardzo często działa mi na nerwy to jest moim najlepszym przyjacielem.
  Ostatnio dzieje się z nim jednak coś dziwnego, jest jakby bardziej zamknięty w sobie, coraz częściej znika bez powodu, zostawiając nawet Happy'iego. Nawet przestał wpadać nieproszony do mojego mieszkania. Chce z nim porozmawiać, ale czym dłużej się waham tym jest to trudniejsze. Martwię się o niego, potrzebuje tylko okazji.

★★★★★★★★★★
Przepraszam... za wszystko
Za dziwną narracje
Za masę błędów ortograficznych
Za mało ciekawy wstęp
Tam na dole możecie mnie hejtować :p
Czekam również na jakieś porady
Cokolwiek...
Przyjmie każda krytykę :p

EDIT: Biorę się za poprawki :D
Miłego czytania ;)